środa, 6 maja 2015

Rozdział 3. Konflikt

Droga do marketu minęła nam szybko i bez jakichkolwiek niespodzianek. Tym razem byłam uważna, bo wiedziałam, że mam ze sobą dziecko. Weszłyśmy do sklepu i zrobiłyśmy potrzebne zakupy. Już miałam zamiar płacić, gdy nagle rozległy się strzały. Instynktownie przytuliłam do siebie Maddie i rozglądnęłam się dookoła. Wszyscy byli zdziwieni i przestraszeni. Ktoś krzyknął “uciekać!”, a ja wzięłam małą na ręce. Jakiś niezdarny mężczyzna nas popchnął i tracąc równowagę, wylądowałyśmy na ziemi. Maddie zaczęła cichutko popłakiwać.
- Cii, kochanie! - Starałam się ją uspokoić. - Nie bój się, będzie dobrze, to tylko taka zabawa - pocieszałam malutką niepewnym głosem, wymyślając jakąś bujdę. Zaciągnęłam siostrę pod ladę kasy i nie pozwoliłam pod żadnym pozorem wychodzić.
- Zabawa? - wyszeptała przestraszona, ale widać było, że trochę się rozluźniła.
- Tak. - Uśmiechnęłam się do niej sztucznie, żeby podnieść ją na duchu. - Później wytłumaczę ci, na czym polega. A teraz cicho, bo jak nas znajdą, to przegramy.
Nie miałam pojęcia, co takiego mogło się rozgrywać w naszym otoczeniu, na razie była dla mnie najważniejsza jedynie ochrona Maddie. Po krótkiej chwili ostrożnie się podniosłam.
Zamieszanie w sklepie się zmniejszyło, ale dookoła wcale nie ucichło. To po prostu większość ludzi zdążyła uciec. Nagle ktoś podejrzany przemknął mi przed oczami za regałami, na których znajdowały się słodycze. Pośpiesznie schyliłam się i wcisnęłam pod ladę koło siostry. Przytuliłam ją do piersi i głaskałam po głowie. Okropnie się bała. Z resztą nie ona jedna. Gdy już miałam zamiar po raz kolejny się wychylić i sprawdzić stan sytuacji, ktoś stanął nad nami. Miałam ograniczone pole widzenia; byłam w stanie dostrzec tylko nogi osobnika, na których znajdowały się czarne dresy i ciężkie, porządne buciory utaplane błotem. Instynktownie zatkałam małej buzie lewą ręką, gdy usłyszałam dźwięk odsuwanej kasy. Obserwowałam jak jeden z banknotów ląduje na ziemi i modliłam się w duchu, żeby złodziejowi nie przyszło do głowy się po niego schylać. Człowiek odszedł od lady po kilkunastu sekundach, nie zauważając dwóch kulących się pod nią postaci.
Czułam, jak łzy małej spływają po jej policzkach i zatrzymują się na mojej dłoni, którą wciąż zasłaniałam buzię sześciolatki. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się równie sztucznie co wcześniej. Dziewczynka trochę się uspokoiła, a ja wytarłam jej łzy i mocniej wtuliłam w siebie.
Kiedy myślałam, że powoli sytuacja się stabilizuje i za parę minut będziemy mogły stąd pośpiesznie uciec, zadzwonił mi telefon w torebce.
Cholera.
Obie spojrzałyśmy w kierunku, z którego dochodził głośny dzwonek. Szybko i zwinnie wyciągnęłam urządzenie i spojrzałam na nazwę osoby, która do mnie dzwoni. Szybko zrzuciłam połączenie od taty, żeby dźwięk nie rozniósł się po sklepie, po czym natychmiast napisałam sms’a.
"Nie martw się. Wszystko z nami w porządku."
Pewnie już usłyszał o tej akcji, dlatego zaniepokojony się do mnie dobijał, ale nie mogłam odebrać. Poniosłabym wielkie ryzyko, odbierając - włamywacz mógł się tu gdzieś jeszcze kręcić. Gdyby usłyszał rozmowę, kto wie, jakby się zachował? Zadrżałam na samą myśl. Ale mimo wszystko, miałyśmy szczęście. Złodziej stał przy nas, a my przetrwałyśmy i nic nam się nie stało. 
Nagle usłyszałam policyjne sygnały i - ku mojemu zdziwieniu - strażackie. Przestraszyłam się. To znaczy, że podpalono sklep czy po prostu zawsze przyjeżdżają, tak w razie czego? Starałam się wyczuć zapach dymu, ale jeżeli ktoś wzniecił pożar, to smród jeszcze do nas nie doszedł. Znowu zadzwonił mi telefon, który zdążyłam już wsadzić do torebki.
Zapomniałam wyłączyć dźwięki!
Co za głupia idiotka ze mnie. Pewnie to dalej tata próbuje się do nas dobić, ale przecież nie mogłam zaryzykować rozmową z nim. Dzwonek ucichł, gdy nagle usłyszałam kroki. Moje serce znowu zabiło mocniej ze strachu. Przycisnęłam do siebie Maddie jeszcze mocniej, by jak najlepiej ją ochronić. Zobaczyłam nogi nienależące do poprzedniej osoby, która nad nami stała. Ten miał na sobie dżinsy i ciemne adidasy. Gdy osoba przykucnęła przed nami, odetchnęłam z błogą ulgą. Poczułam, jak po policzkach spływają mi łzy, które starałam się zatrzymać, by nie wystraszyć siostry jeszcze bardziej.
- Tess! Chodź tu. - Znajomy chłopak podał mi dłoń. Obie wstałyśmy, rozglądając się niepewnie.
- Michael - wyszeptałam przerażona. - Co ty tu... - Ale ciemnowłosy nie dał mi dokończyć.
- Kurczę, dlaczego nie uciekłyście!? - spytał wściekły z karcącym spojrzeniem. Byłam oszołomiona i wystraszona i chyba to zrozumiał, bo nie oczekując dłużej mojej odpowiedzi, wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą. Jednak nie w stronę głównych drzwi. Spojrzałam zdezorientowana w tamtą stronę, gdzie wszystko stało w płomieniach.
Pobiegliśmy do wyjścia awaryjnego. Dla bezpieczeństwa i wygodniejszego przemieszczania się ponownie wzięłam małą na ręce. Po paru minutach wyszliśmy na świeże, czyste powietrze i drugi raz dzisiejszego wieczoru odetchnęłam z ulgą.
- Hej, hej. Już wszystko w porządku - mówiłam do Maddie, która strasznie się trzęsła, a łzy skapywały na jej policzki pojedynczo. - Wygrałyśmy! - Spróbowałam ją pocieszyć, jednak ta chyba była bardziej świadoma niebezpieczeństwa niż zakładałam. Nie zareagowała uśmiechem ani okrzykiem radości.
- Czemu, do cholery jasnej, nie uciekłyście? - skarcił mnie ponownie Michael, mocniej ścisnąwszy moją dłoń, którą (o dziwo) wciąż jeszcze trzymał.
- Ktoś nas popchnął i spanikowałam, usiadłyśmy pod tą ladą.
- Mogłyście zginąć! Jednego człowieka postrzelono, ale tych idiotów, którzy do tego doprowadzili, szybko złapano. Nic się wam nie stało?
- Nie - odpowiedziałam krótko, przerażona jego tonem głosu. - A ty co tu robiłeś? - zapytałam z zaskoczeniem po chwili głuchej ciszy pomiędzy nami.
- Szczęście w nieszczęściu. - Michael prychnął. - Też byłem na zakupach. Zobaczyłem cię, jak szłaś do kolejki. Wtedy nagle facet stojący niedaleko mnie dostał kulą w ramię... Uciekłem z wszystkimi, ale ciebie nie mogłem nigdzie znaleźć, więc się wróciłem.
- Dlaczego? - Byłam trochę otumaniona całą sytuacją.
- Martwiłem się!
- Och. - Tylko tyle byłam w stanie odpowiedzieć.
Ruszyliśmy do zbiorowiska przed sklepem, gdzie straż gasiła płomienie. Od razu ujrzałam mojego tatę i pobiegłam w jego stronę, wypuszczając dłoń Michaela.
- Jak dobrze, że nic wam nie jest! Przepraszam, że cię posłałem do tego durnego sklepu. Wybacz mi. - Po jego policzkach spływały łzy. - Maddie, chodź tu do mnie. Wszystko w porządku? - spytał się jej.
- Wygrałyśmy, tato - oznajmiła wciąż trochę przestraszona. Na jej usta powoli wkradał się delikatny uśmiech.
- Co? - spytał zdezorientowany, po czym obdarzył mnie pytającym spojrzeniem. Zanim cokolwiek odpowiedziałam, Maddie mnie ubiegła.
- Graliśmy w sklepie w jakąś grę, Tess mi powiedziała. To chyba był chowany. Prawie przegrałyśmy, wiesz?! - Zaczęła opowiadać przejęta, jakby już całkowicie zapomniała o tym, że się przed chwilą bała.
Rozejrzałam się dookoła. Mój wybawca stał i uśmiechał się do mnie przymilnie. Odwzajemniłam to, po czym wyszeptałam bezgłośne "dziękuję". Najwyraźniej zrozumiał z ruchu warg, co chciałam mu przekazać, bo pokiwał głową. Odwróciłam się w stronę ojca i poszliśmy do auta, a niedługo potem byliśmy już w domu.
Tata wziął Maddie do salonu i posadził w fotelu. Dziewczynka włączyła sobie bajki, a ojciec wrócił do korytarza. Ściągałam właśnie buty, gdy do mnie podszedł. Spojrzałam na niego pytająco. Stał, jakby chciał coś zrobić, ale nie za bardzo wiedział co.
- Wszystko w porządku, tato - powiedziałam, patrząc mu w oczy. Lśniły wciąż od łez, które uleciały mu przed sklepem, gdy zastanawiał się, gdzie obie z siostrą byłyśmy.
- To dobrze - odparł. Zbliżył się, pocałował mnie w czoło i lekko do siebie przytulił. Po kilku sekundach mnie od siebie odsunął i bez słowa zniknął w salonie.
- Zrobić ci coś do jedzenia, mała mi? - usłyszałam jeszcze głos ojca, jak zwracał się do Maddie, zanim wyszłam do góry. Wzięłam szybki prysznic i od razu wskoczyłam pod kołdrę. Gdy tak leżałam, przypomniała mi się sytuacja sprzed trzech lat. Chciałam, żeby jak najszybciej zniknęła z moich myśli, wróciła do najciemniejszych zakamarków mej pamięci, ale ta, jak na złość, rzucała coraz to przejrzystsze urywki tego okrutnego wspomnienia. To dlatego tata tak mnie przepraszał...


***


Następnego dnia zeszłam na śniadanie już punktualnie. Maddie wciąż spała, a tata siedział przy stole jak co rano, czytając poranną gazetę do filiżanki kawy.
- Cześć tato - przywitałam go.
- Dzień dobry. Jak się spało? - odpowiedział mi z uśmiechem. Wyjątkowo zaskoczył mnie swoim zachowaniem. Zakładałam, że burknie jakieś powitanie, nie odrywając wzroku od gazety.
- Całkiem dobrze. Gdzie Megan? - zapytałam z zaciekawieniem, patrząc na blat kuchenny, gdzie na talerzu leżały tosty.
- Śpi. Późno przyjechała w nocy, bo miała nocną zmianę. Wstała niedawno tylko po to, żeby przyrządzić nam śniadanie i wróciła się do łóżka - odpowiedział tata, po czym wrócił do czytania. Nalałam sobie mleka, wzięłam talerz z przygotowanymi jajkami i bekonem, a następnie usiadłam przy stole naprzeciwko ojca. Jedliśmy w milczeniu, wczorajszą sytuację jakby wyrzucając z pamięci.
- Podwieźć cię dzisiaj do szkoły? - zagaił coś zbyt wesoło jak na niego, kiedy odłożył czasopismo na blat. - I tak muszę porzucić Maddie do przedszkola.
- Nie, przyjedzie po mnie Grace - odpowiedziałam, po czym wzięłam łyk mleka.
- Ach, no tak. Zapomniałem - burknął cicho, po czym wstał od stołu i włożył filiżankę do zmywarki, a gazetę rzucił na kupkę przeróżnych brukowców, których w domu była cała masa. - Idę obudzić małą - powiedziawszy to, odwrócił się i udał w stronę schodów.
Dokończyłam w milczeniu śniadanie, rozmyślając o zbliżającej się szkole. Spojrzałam na zegarek wiszący na kremowej ścianie jadalni. Za parę minut miała po mnie przyjechać przyjaciółka, więc dokończywszy nieśpiesznie napój, odłożyłam wszystkie naczynia do zmywarki. Udałam się powolnym krokiem do korytarzyka, w którym znajdowały się wszystkie kurtki i buty. Miałam na sobie tamtego dnia leginsy i czerwony top, więc zdecydowałam, że ubiorę do tego moją nową dżinsową kurtkę i białe Conversy.
- Idę już. Pa, tato! - krzyknęłam w stronę piętra i zarzucając torbę na ramię, wyszłam z domu. Ledwo zdążyłam dojść do furtki, a samochód przyjaciółki pojawił się na standardowym miejscu. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie szeroko na powitanie.
- Hej! Słyszałaś, co się wydarzyło wczoraj w sklepie? - zaczęła rozmowę, zaraz jak tylko zamknęłam drzwi od auta. Tym razem zrobiłam to bardzo delikatnie.
- Tak… Bo ja, wiesz... - zaczęłam niepewna, jak jej to wszystko wyjaśnić. - Ja byłam tam wtedy - wydukałam, a ona spojrzała na mnie szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami.
Opowiedziałam jej wszystko, co zdarzyło się minionego wieczoru. Przyjaciółka z rozdziawioną buzią słuchała moich przeżyć, by na koniec wydać z siebie tylko ciche “och”.
- Możemy już teraz jechać? - zapytałam rozgoryczona jej reakcją. Grace chyba się ocknęła i dotarło do niej, że nie odpaliła nawet samochodu.
 - Słuchaj, nie sądzisz, że to dziwne? Zachowanie Michaela. - Wróciła do tematu, kiedy już ruszyłyśmy.
- Nie wiem. Dlaczego miałoby być dziwne, Grace? - zdziwiłam się. 
- W ogóle cię nie zna, a rzucił się po ciebie i twoją siostrę do częściowo płonącego budynku, w którym do tego mógł wciąż znajdować się uzbrojony przestępca. Przecież nawet nigdy w życiu nie rozmawialiście, co nie?
- Może chciał zrobić z siebie bohatera - zadrwiłam. Reszta drogi minęła szybko, a rozmowa wciąż kręciła się wokół Michaela. Nadal nie wspomniałam przyjaciółce o mojej pierwszej rozmowie z nim, kiedy ta wyszła do toalety. Postanowiłam, że nic jej nie powiem, a jego zagadnę na którejś przerwie, żeby mu podziękować za wczorajszy bohaterski czyn.
Pierwsze trzy lekcje minęły bez rewelacji. Oddałam referat na angielski, z którego miałam nadzieję dostać dobrą ocenę. Na żadnej przerwie nie spotkałam jeszcze chłopaka, który mnie wczoraj uratował. Może nie ma go dzisiaj w szkole, pomyślałam sobie na drugiej (dodatkowej) lekcji z panią Harris. Po dzwonku poszłam do swojej szafki odłożyć książki i wziąć strój na w-f. Gdy odwróciłam się z zamiarem udania się w stronę sali gimnastycznej, ujrzałam Michaela w gronie swoich znajomych. Było w nim parę dziewczyn, które znałam z widzenia, a z jedną z nich miałam mieć właśnie w-f. Liderka drużyny cheerleaderek, długonoga, zgrabna blondynka o imieniu Samantha - zło wcielone. Michael powiedział coś, co rozbawiło wszystkich wkoło, a i mnie na widok jego uśmiechu zrobiło się jakoś cieplej w sercu i kąciki ust delikatnie się mi uniosły.
Co to za zachowanie? Kompletnie siebie nie rozumiałam, ale nie miałam czasu na głębsze przemyślenia, bo właśnie nasze spojrzenia się spotkały. Czułam, że zaraz utonę w tych jego zielonych, magicznych oczach. Na policzki wstąpił mi lekki, różowy rumieniec.
- Hej, ty! Co się tak gapisz? - Sam zwróciła się do mnie oschle, widząc kontakt wzrokowy mój i Michaela. Założyłam, że chłopak się jej podoba, a może nawet byli parą. Pozostałe osoby z grupki liczącej siedem osób zwróciły oczy w moim kierunku.
- Mówisz do mnie? - Udałam zdziwienie i rozejrzałam się jakby zdezorientowana po korytarzu.
- No a niby do kogo, łamago?
- Po co silisz się na chamski ton, Sam? - Usłyszałam głęboki głos Michaela zupełnie niepodobny do tego z wczoraj, gdy rozmawialiśmy w pizzerii albo przed marketem. Spoglądał na Sam bardzo kojąco. Poczułam ukłucie w klatce piersiowej. Dziwne.
- Majki, nie widzisz, jak ona się zachowuje? - wymruczała, rzucając mu przelotne spojrzenie zbitego psiaczka, po czym ponownie ugrzęzła oczy we mnie.
"Majki"? Ugh.
- Odpuść, nie warto. - Chłopak położył jej dłoń na ramieniu, a ta rzuciła się mu na szyję, oplatając go długimi rękami. Michael wydawał się trochę zaskoczony zachowaniem dziewczyny, ale się od niej nie odsunął. Wywróciłam teatralnie oczami i poszłam w kierunku szatni na w-f. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że Michael zachował się jak ostatni kretyn, gdy coś mi się przypomniało. Jak on się nazwał w pizzerii? 
 Dupek. Tak.
 "Uchodzę za dupka".
No tak, już wiedziałam, co to oznaczało i pożałowałam swoich późniejszych słów. Nie powinnam mówić, że nie wygląda na dupka. Przystojny, popularny, dobrze zbudowany, zielonooki facet nie mógłby być godną poznania osobą. Tacy przeważnie są gburowatymi kretynami, zapatrzonymi tylko w siebie i otaczające ich laski. 
Nie rozmyślając już o tym dłużej, przebrałam się w mgnieniu oka, a włosy spięłam w niedbały koński ogon.
- No proszę, widzę, że przyszło nam mieć wspólnie lekcję - odezwał się piskliwy głos.
Czy ta dziewczyna nie może sobie odpuścić? Co ja jej takiego zrobiłam?
- Cóż za zaszczyt - odburknęłam jej oschle z sarkazmem, po czym wróciłam do wiązania sznurówek w tenisówkach.
Sam pociągnęła mnie za kucyk, co trochę zabolało i automatycznie wyrwało mi się “auć”. Spojrzałyśmy sobie wrogo w oczy. Dziewczyna była rozwścieczona. Wciąż trzymała mnie kurczowo za włosy, co zaczynało mnie cholernie denerwować.
- Słuchaj, lepiej uważaj co mówisz i jak postępujesz - zagroziła mi. Odciągnęłam jej rękę od kucyka, łapiąc ją za nadgarstek i wstałam.
- Opanuj się, bo złość piękności szkodzi. Niewiele ci jej zostało, więc sama lepiej uważaj, a nie martw się o mnie - odparowałam i puściwszy ją, pośpiesznie podążyłam w stronę drzwi do toalet.
Naszej sprzeczce przysłuchiwało się parę innych dziewczyn, które wtedy znajdowały się w szatni. Czułam, że rozejdą się niesamowite plotki, ale nie zaprzątałam tym sobie głowy. Stanęłam przed lustrem, żeby poprawić bardzo zmierzwionego kucyka.
- Co to miało być? O co ona się do ciebie doczepiła? - spytała Grace, która znienacka pojawiła się w łazience. Opowiedziałam jej zdarzenie z przerwy, a ona zaśmiała się drwiąco.
- Co ona sobie myśli? Nie jest jakąś cholerną królową szkoły, niech sobie za wiele nie wyobraża. Najchętniej pokiereszowałabym jej tą z pozoru idealną twarzyczkę.
- Nie ma się co przejmować. Zacznie znowu, to dopiero zobaczy, co ją czeka. Ze mną się nie zadziera.
- Z nami - sprostowała mnie przyjaciółka, a ja uśmiechnęłam się do niej zadowolona. Wyszłyśmy z toalet i udałyśmy się w stronę drzwi do sali gimnastycznej, gdy zadzwonił dzwonek. Nauczycielka od razu pojawiła się z piłką do siatkówki w lewej ręce, a gwizdkiem w prawej.
- No dobra, panienki. To dziś sobie trochę pogramy - poinformowała nas. - Ty! Sullivan! - Wskazała na rudowłosą dziewczynę, która stała najbliżej niej. - Poprowadzisz krótką rozgrzewkę. No, ruchy dziewczyny. Mamy tylko czterdzieści pięć minut!
  Kimberly - bo tak miała na imię panna Sullivan - zaczęła byle jakie rozciąganie, widząc, że nauczycielka udała się do kantorka, zapewne zaparzyć sobie kawy. Po dziesięciu minutach byłyśmy już wystarczająco rozgrzane, żeby móc zacząć. Rudowłosa pobiegła po panią, a ta podzieliła nas na dwie drużyny. Miałam grać razem z Grace, Kim i trzema innymi dziewczynami na Sam, jej przyjaciółkę Tiffany i czwórkę nastolatek, których imion nie mogłam skojarzyć. Dwie osoby, nieprzydzielone do żadnej z drużyn, siedziały na ławce, obserwując grę. Wygrałyśmy z przeciwniczkami pierwszego seta dwadzieścia pięć do szesnastu, a Sam była czerwona jak burak. Widocznie nie była przyzwyczajona do przegrywania. W drugim secie, podczas remisu pięć do pięciu, Tiffany zagrywała, a Sam naciągnęła jej siatkę, żeby piłka mogła przelecieć na drugą stronę. Złapałam ją w locie, nie pozwalając nikomu kontynuować akcji.
- Chyba sobie żartujesz, Sam - oburzyłam się.
- Nie wydziwiaj, okej? - odpowiedziała mi zagrywająca z wrogością w głosie, a blondynka przyglądała się z wrednym uśmieszkiem.
- Takie akcje są niedopuszczalne podczas gry, nie przesadzajcie obie.
- Punkt dla nas - wsparła mnie Kim. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się w podziękowaniu.
- Proszę panią, ona oszukuje! - zawołała piskliwym głosem Sam, wywołując nauczycielkę z kantorka.
- Co się dzieję, dziewczyny? - zapytała zdezorientowana i poirytowana, że przerwałyśmy jej picie kawy w zaciszu wuefistów.
- Tiffany zagrywała, a Sam naciągnęła jej siatkę, żeby piłka mogła przelecieć na drugą stronę - oświadczyłam.
- Spokojnie. Bez kłótni. - Wuefistka machnęła ręką. - Zróbcie powtórkę, jeżeli coś się nie zgadza. To najlepsze rozwiązanie.
- Też tak uważam. - Sam uśmiechnęła się kpiąco.
- Grajcie dalej! - Nauczycielka wydała polecenie, po czym chwilę stała, przyglądając się grze. Po kilku minutach z powrotem udała się do kantorka, zadowolona naszą postawą w dalszej części gry.
Wydawałoby się, że mecz będzie się już toczyć bez żadnych potyczek. Jednak pod koniec trzeciego seta Andie, dziewczyna ode mnie z zespołu, skoczyła do bloku. Niestety atakująca przeszła nogą linię pod siatką przy spadaniu i stanęła na kostce blokującej, a ta wywróciła się z głośnym jękiem. Podbiegłam szybko sprawdzić, co się stało.
- Chyba skręciłam sobie kostkę - oznajmiła przez zaciśnięte zęby, ledwo hamując łzy w oczach. Grace pobiegła po panią Hang, a ja ustabilizowałam nogę dziewczynie.
- Przepraszam, naprawdę nie chciałam! Nie umiem skakać! - tłumaczyła się przejęta winowajczyni.
- Hej, Mitchie, nie przejmuj się. To była jej wina - odezwała się Samantha.
- Nieprawda, bo moja! - odpowiedziała cheerleaderce, po czym na powrót zwróciła swoją uwagę ku kontuzjowanej. - Strasznie cię przepraszam. Bardzo boli? - Dziewczyna przykucnęła przy Andie zakłopotana.
- Troszeczkę. Nie ma sprawy, wiem, że nie zrobiłaś tego naumyślnie.
Spojrzałam na cheerleaderkę. Jej twarz wykrzywił grymas niezadowolenia. Chyba dlatego że koleżanka z drużyny się z nią nie zgodziła. Pani Hang przyszła natychmiast z apteczką. Zmroziła kostkę Andie, po czym obwinęła ją delikatnie elastycznym bandażem i razem z rudowłosą dziewczyną wyprowadziły kontuzjowaną z sali. Domyśliłam się, że kierowały się do gabinetu pielęgniarki.
- Żałosne - skomentowała całe zajście wredna Sam.
- Mówiłaś coś? - zwróciłam się do niej.
- Żałosne - powtórzyła, unosząc jedną brew i uśmiechając się kpiąco.
- Czemu według ciebie to żałosne? Gdyby to tobie stało się coś takiego, od razu zaczęłabyś płakać i żalić się, jak ty to będziesz teraz trenować, zwalając całą winę na osobę, która by ci to wyrządziła. Co ja mówię! Gdybyś zdarła sobie kolano, podjęłabyś alarm na całą szkołę. Szkoda, że nie byłaś na miejscu Andy, a ja na miejscu Mitchie, wiesz? - Nie miałam pojęcia, jakim cudem zdobyłam się na tyle jadu w swoim głosie, ale w pewien sposób rozpierała mnie duma. Wiedziałam, że później będzie mi głupio przez to, jak potraktowałam Sam - mimo wszystko nie należę do kłótliwych osób o wrednym usposobieniu.
- Uprzedzałam cię, głupiutka. Uważaj, co mówisz - warknęła, i odwróciła się, żeby przejść do szatni.
- Tępa barbie - skomentowałam pod nosem.
Poskładałyśmy z dziewczynami siatkę, po czym udałam się do przebieralni.
- Jak ta Sam mnie wkurza. - Grace zaczęła temat, kiedy siedziałyśmy już w samochodzie i jechałyśmy w stronę mojego domu.
- Żebyś wiedziała, jak mnie wkurza - odpowiedziałam przyjaciółce.
- Widziałaś jej minę, zanim wyszła do szatni? - spytała.
Obie wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem, mimo że konflikt z Sam nie zapowiadał mi nic dobrego.

***

Kilka słów od autorki: Coś się zaczęło w końcu dziać. To co, podobał wam się nowy rozdział? Kolejny pojawi się w przyszłym tygodniu! :) Przepraszam za moją chwilową nieobecność, ale byłam za granicą i nie miałam za bardzo dostępu do internetu. Piszcie, co myślicie!
Dodatkowo za niedługo można się będzie spodziewać nowego szablonu specjalnie na tego bloga! Can't wait!

19 komentarzy:

  1. Nie spodziewałam się tego.. wszystkiego. Zaczynając od tego napadu na sklep a kończąc na konflikcie z San. A Michael no cóż.. nie rozumiem typa. Udaję takiego przez znajomymi? Albo taki jest naprawdę.. nic już nie wiem. Chociaż wiem jedno. BARDZO ALE TO BARDZO PODOBA MI SIĘ TEN ROZDZIAŁ! Fabuła się rozkręca, naprawdę jest to świetne! Bosko piszesz :*
    Zapraszam do mnie na nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że to wydarzenie w sklepie mogło nieco zaskoczyć. Raz jeszcze wspomnę, że pisałam to 3 lata temu i nie wiem, czemu akurat to mi przyszło do głowy :D Ale nie chciałam tego jakoś zmieniać, sentyment do początków jest. Cieszę się, że ci się podoba! :) Michael ma dość specyficzny charakter, ale spokojnie, na pewno w przyszłych rozdziałach w końcu coś będziesz wiedzieć i wykreujesz sobie pewne zdanie na jego temat :D

      Pozdrawiam,
      Julss xx

      Usuń
  2. Hej, hej! Przyszłam skomentować. :D

    Tak jak przedmówczyni, nie spodziewałam się napadu na sklep na początku. To było... no, zaskakujące. :) Ale trochę spodziewałam się, że nasza główna bohaterka spotka Michaela w jakiejś takiej dziwnej sytuacji. :)
    No właśnie, Michael. Zachowuje się trochę nie w porządku wobec Tess, ale też trochę rozumiem, że zachowuje się tak z powodu kolegów. Zobaczymy, co będzie robił dalej. ;)
    Ludzie tacy jak Sam bardzo mnie wkurzają, tyle w temacie. Mam nadzieję, że Tess i Grace jeszcze jej dopieką :D

    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Życzę weny i pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrząc tak z czasem na to, też bym się tego nie spodziewała i nie wiem, czemu akurat takie wydarzenie przyszło mi na myśl, gdy to pisałam :D Ale nie chciałam tego zmieniać :)
      Faktycznie, zachowuje się nie w porządku do Tess. Ale wyjaśni się to w przyszłych rozdziałach :) A co do Sam - ja również nie cierpię takich osób! :D
      Pozdrawiam, Julss xx

      Usuń
  3. Przyznam początkowo, że nie chciałam czytać tego bloga, jednak samo z siebie wyszło, że to zrobiłam i O matuchno! To jest cudowne! :D Aż musiałam skomentować ;)
    Pozdrawiam, życzę weny i czekam na nowego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że jednak jakoś się przełamałaś i cię to zaciekawiło! <3
      Dziękuję bardzo.
      Pozdrawiam również! Julss xx

      Usuń
  4. Aw, ten blog jest cudowny!
    Dopiero teraz zdecydowałam się skomentować Twoje opowiadanie (okey, nie wiem czemu, haha). Ogólnie, fabuła moim zdaniem jest dobrze zapowiadająca się, do tego świetnie piszesz - czego chcieć więcej?
    Na początku myślałam, że 'Majki' (o nie hahaha) jest w porządku, a teraz ;-;
    Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz i mega się cieszę, że opowiadanie Ci się spodobało! :)
      Spokojnie, jeszcze kilka razy zmienisz co do niego zdanie w opowiadaniu, haha. Raz będzie ok, a raz... ahhh! Ale tacy są faceci niekiedy, prawda? :D
      Pozdrawiam, Julss xx

      Usuń
  5. Bardzo dziękuję za szablon i za poinformowanie :)
    Pozdrawiam, Julss xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Chciałam Ci bardzo podziękować za komentarz, jaki u mnie zostawiłaś.
    Rozdział świetny! :) Ogółem (muszę to napisać, przepraszam) nienawidzę, kiedy jest dużo opisów. Po prostu mnie to nudzi, ale tym razem wszystko przeczytałam. To dla mnie coś nowego i wiem, że tutaj będę musiała tak robić, bo będzie ciekawie.
    Jedyne co zauważyłam to to, że raz pisałaś "oh" a raz "och". Dziwnie to brzmi, wiem. Ta wersja druga, że tak powiem, jest poprawna. Wersję pierwszą użyłaś w momencie, kiedy Michael powiedział, że martwił się o Tess (czy nie pomyliłam przypadkiem imion?).
    Jeśli się jednak pomyliłam to przepraszam - to opowiadanie czytam pierwszy raz. I na pewno nie ostatni ;)

    Pozdrawiam i ściskam mocno, buziaki :*
    Jeszcze raz dziękuję za to, że mnie odwiedziłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacznę od tego, że nie musisz dziękować mi za komentarz u siebie, bo jestem Twoją stałą czytelniczką i bardzo spodobało mi się Twoje opowiadanie :) Aczkolwiek miło mi, że to zrobiłaś! :D
      Jedni lubią obszerne opisy, drudzy nie - niestety nie wszystkim da się dogodzić. :( Ja jestem z tych osób, które lubią poopisywać daną sytuację, miejsce czy uczucia, wybacz, haha :* Cieszę się, że mimo to przeczytałaś rozdział i Ci się spodobał :)
      Możliwe, że jakaś literówka, bo rzecz jasna wiem, że poprawną formą jest "och". Dziękuję za zwrócenie uwagi, zaraz znajdę to pomyłkę i poprawię ;) I nie, nie pomyliłaś imion głównych bohaterów :)

      Pozdrawiam również, Julss xx

      Usuń
  7. Heej! Po pierwszę- dziękuję bardzo za komentarz u mnie i za wskazówki. Na pewno skorzystam :)
    Po drugie- bardzo, ale to bardzo podoba mi się ten blog! Nie wiem czemu, ale przy tym włamaniu do sklepu, pierwsze co pomyślałam,to że zamieszany może być w to właśnie Michael, ale moja idea się nie sprawdziła (może nawet lepiej). Hm, Sam... No przypomina mi pewną osobę i chyba ani w tym opowiadaniu, ani w życiu prywatnym nie będzie to ktoś, kogo polubię :D Mam nadzieję, że w końcu Tess albo Grace utrą jej nosa :) Michael? Nooo zastanawia mnie ten osobnik. Mam nadzieję, że nie ulegnie "urokowi" długich nóg cheerleaderki :P

    Czekam na rozdział następny ! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :) Nie ma sprawy! :)
      Bardzo się cieszę, że spodobał Ci się mój blog. Ha, zazwyczaj takie osoby jak Sam nie są szczerze lubiane, co nie jest dziwnym zjawiskiem. :D Na pewno dowiesz się tego w przyszłych rozdziałach, jeżeli będziesz czytać :*

      Pozdrawiam, Julss xx

      P.S. Chciałam Ci powiedzieć jeszcze, że skomentowałaś rozdział trzeci. Kolejny - 4 - jest na blogu. Piąty pojawi się w tym tygodniu. :))

      Usuń
    2. Taaak, właśnie później zauważyłam, że to jest rozdział trzeci. Źle kliknęłam, ale przeczytałam czwarty również :D

      Usuń
  8. Sytuacja z napadu mi sie podobala ale sam Michael? tu taki macho i bohater a przed znajomymi serio zachowuje sie jak dupek. No i ta Sam, jakbym miala z kims takim do czynienia szlag vy mnie trafil, serio. Nie lubie takich osob. Rozdzial swietny! Pozdrawiam, Julie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma dwa oblicza, ale z czasem okazuje się, które jest takie najprawdziwsze, czyste, właściwe. O tak, zdecydowanie też bym dostawała szału przy takim kimś jak Sam!

      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz! :*

      Usuń
  9. Ja mam nadzieję, że ten ojciec to tylko tak powiedział pod wpływem stresu, że przeprasza, że wysłał córkę do marketu i nie ma zamiaru trzymać jej pod kloszem. Takie rzeczy się zdarzają, napady się zdarzają, pobicia, gwałty i unikanie wszystkich miejsc gdzie może kogoś coś złego spotkać, skutkowałoby tym, że ten ktoś musiałby tylko siedzieć w domu i to na dodatek bez elektryczności by go czasami prąd nie popieścił.
    Michaela trudno mi ocenić jako kogoś złego. Przy napadzie zachował się spoko, przy znajomych też się zachował jak typowy nastolatek. Przecież to, że poszedł do płonącego budynku za Tess i jej siostrą nie znaczy, że kocha dziewczynę i chce się zaraz oświadczać. Zachował się jak typowy obywatel - pomógł i myślę, że to na tyle w tym temacie.
    Natomiast samą Sam lubię. Nie chciałbym mieć takiej osoby w swoim otoczeniu, ale w opowiadaniu wydaje się być ciekawa, dużo ciekawsza niż nudna Tess, bo ta póki co jeszcze się niczym nie wykazała i nie ma w niej niczego wyjątkowego. Tess jest zwykłą, przeciętną nastolatką co ma bogatego ojca, macochę i młodszą siostrę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, zdecydowanie nie ma zamiaru jej trzymać pod kloszem. Jego reakcja była - jak napisałeś - spowodowana stresem, a także wspomnieniem, które mu się nasunęło.
      Każdy odbiera postacie osobiście i według własnych oczekiwań co do nich, dlatego szanuję to, że polubiłeś Sam, Tess jest dla Ciebie nudna, a Michael to taki typowy nastolatek, którego nie uznasz za złą osobę. Okej. :)
      Dodam jedną rzecz od siebie - Tess nie ma bogatego ojca. Znaczy, jest on nauczycielem, a nie światowej sławy chirurgiem czy adwokatem. Nie zarabia kroci, więc naprawdę nie można go nazwać bogatym, nie wiem, dlaczego tak uznałeś.

      Usuń
    2. Już tłumaczę dlaczego tak wywnioskowałem:
      1. Mieszkanie, czy też dom: kuchnia, salon, sypialnia, dwa pokoje dziewczynek (przestronne, duże, z idealnym umeblowaniem i dodatkami), spiżarnia, gabinet (jaki przeciętnie zarabiający człowiek ma gabinet)?
      2. Tess stać na wypady i to nagminnie często, różnego rodzaju koncerty, itd. Nie martwi się jak przeciętna nastolatka pieniędzmi i nie prosi o nie ojca, tak więc wygląda na to, że ma wysokie kieszonkowe.
      3. Z opowiadania wynika, że są dwa samochody.
      Ja wiem, że to Ameryka, czy Anglia, ale nie przesadzajmy, że nauczyciel zarabia na tyle dobrze by utrzymać dwie córki, konkubinę, duży dom z gabinetem i dwa samochody (tutaj moim zdaniem znacznie popłynęłaś).

      Usuń

Wpadłeś/aś na bloga? Przeczytałeś/aś jakiś rozdział? Skomentuj, wyrażając przy tym opinię pozytywną lub negatywną – każda sprawia, że mobilizuję się do dalszej pracy nad opowiadaniem i moim stylem. Naprawdę cieszy świadomość, że ktoś czyta i zostawia po sobie ślad. Nie kryjcie się, to wiele dla mnie znaczy! :)

Mrs. Punk