Miałam jeszcze dziesięć minut, żeby zajść do umówionego miejsca. Nie spieszyłam się, bo droga do pizzerii była prosta i szybka. Na pierwszym skrzyżowaniu po trzech minutach skręciłam w prawo i już później miałam iść prosto. Po chwili ujrzałam szyld z napisem “U Armani'ego!”. W sąsiedztwie znajdował się jeszcze sklep spożywczy "Kaktus", skromna kwiaciarnia starszej pani Evans, pewna pamiętna restauracja i mały sklepik z odzieżą używaną. Właśnie tutaj powoli zaczynał się rynek, a to był do niego mały wstęp. Centrum miasteczka Goldhill było przepiękne z malowniczą fontanną na środku placu. Pomyśleć tylko, że mój dom znajdował się od niego niecałe piętnaście minut piechotą! Gdy doszłam do pizzerii, spojrzałam ukradkiem w dal na drugą stronę ulicy. Zobaczyłam ten inny, równie znajomy szyld, ale szybko odwróciłam głowę. Weszłam do środka.
Jak zwykle panował tu spokojny klimat. Ściany w kolorze bursztynowym rzucały się w oczy za każdym razem, gdy przekraczało się próg. Z głośników cicho leciał jakiś znany mi kawałek, który aktualnie znajdował się w TOP 10 przebojów stacji. Stoliki rozrzucone po lokalu znajdowały się na tyle daleko od siebie, że nie trzeba było ich oddzielać parawanem dla większej prywatności. Zza lady pomachała mi przemiła kelnerka, pani Sussan Figlet, która pracowała tutaj, odkąd pamiętam. Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie, udając się w stronę ulubionego stolika po lewej stronie lokalu mniej więcej na środku - ni to bliżej lady, ni to bliżej drzwi. Usiadłam i zaczęłam się bawić dekoracyjną serwetką we wzory, która jako jedyna (oprócz wazoniku z mało przykuwającym uwagę, sztucznym kwiatkiem) znajdowała się na stoliku z ciemnego drewna. Wtem usłyszałam, że ktoś wchodzi do pizzerii.
Ku mojemu zdziwieniu nie była to Grace, tylko wysoki, czarnowłosy chłopak w skórzanej kurtce. Miałam wrażenie, że gdzieś go już widziałam, ale jakoś nie mogłam go skojarzyć. Pewnie nigdy w życiu nawet nie rozmawialiśmy.
Usiadł najdalej, jak to było możliwe: w prawym rogu lokalu przy dużym obrazie przedstawiającym potężny wodospad i kolorową faunę. Rozglądnęłam się dookoła, wzrok zatrzymując na ścianie, obok której znajdował się mój stolik. Był tam tylko zawieszony głośnik. Dość ponuro w porównaniu do lokacji nieznajomego.
Spojrzałam na zegarek, który wisiał nad ladą obok reklam jedzenia, jakie tu polecali. Grace spóźniała się pięć minut. Postanowiłam podejść do lady i coś zamówić. Przynajmniej oszczędzę przyjaciółce czekania na jedzenie, a przecież doskonale wiedziałam, co zawsze miałyśmy w zwyczaju brać - albo pizzę nr pięć “ROMĘ”, albo zapiekanki. Dobrze wiedziałam też, dlaczego akurat we wtorki przychodziłyśmy do tej pizzerii. W ten dzień był najmniejszy tłok i kolejki właściwie nigdy nie było, a od stolików wiało pustką. Ciekawe, od czego to zależało.
Teraz w lokalu nie było nikogo oprócz mnie, tajemniczego chłopaka przeglądającego menu i pana Fredricka. Mieszkał niedaleko mnie, przemiły staruszek. Często przesiadywał w tej pizzerii od śmierci żony. Zastanawiało mnie, czy to z powodu tego, że nie lubił sam gotować czy może jego uwagę przykuła starsza pani za ladą? Aktualnie zajadał się sałatką grecką, którą - nawiasem mówiąc - mój tata uwielbiał.
Przywitałam się z kelnerką.
- Co dzisiaj, kochaniutka? - zapytała uprzejmie pani Figlet. - Pizza czy zapiekanki?
- Dzisiaj zapiekanki, w tamtym tygodniu była pizza - odpowiedziałam jej z uśmiechem. Pomieszczenie było bardzo akustyczne, więc słyszałam, jak nasza zwyczajna wymiana zdań rozchodzi się cichutkim echem po lokalu.
- Ach, tak, tak... – mruknęła cicho w zamyśleniu, bo już skupiła się na zapisywaniu zamówienia. W tym czasie wyjęłam portfel i położyłam banknoty oraz monety na ladzie, żeby zapłacić za całe zamówienie. Kelnerka podniosła głowę i widząc wyliczoną sumę, uśmiechnęła się i zgarnęła pieniądze do kasy. Odwróciłam się, żeby wrócić do swojego stolika.
Miałam wrażenie, że byłam obserwowana. Spojrzałam instynktownie w prawy róg lokalu, a wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Chłopak miał bardzo przenikliwy wzrok. Jego oczy były tak intensywnie zielone, że ciężko było się im oprzeć - patrzyłam się więc jak zahipnotyzowana. Na szczęście czarnowłosy odwrócił wzrok pierwszy, wracając do przeglądania menu, a ja, jak wyrwana z transu, stałam wciąż lekko otępiała minioną sytuacją. Założyłam kosmyk ciemnych włosów za ucho i spojrzałam podenerwowana w stronę drzwi. Grace zmierzała w moim kierunku.
- Hej, bardzo przepraszam za spóźnienie. Musiałam poczekać aż mama wróci. Rozumiesz, Kenneth to dwuletnie dziecko... - kiedy zaczęła do mnie mówić, całkowicie już ożyłam. Starałam się zapomnieć o tym chwilowym kontakcie wzrokowym, jednak nie było łatwo. Gdy siadałyśmy, czułam na sobie jego spojrzenie.
- Nie ma sprawy, rozumiem. Już zamówiłam - odpowiedziałam jej, zanim zdążyła nabrać podejrzeń, że cokolwiek niezwykłego mogło mi się przytrafić w ciągu trzydziestu minut jej nieobecności. Wyszłabym na idiotkę, że tak mnie zamurowało przy spojrzeniu tamtego chłopaka. Prz tych jego rzadko spotykanych zielonych oczach...
- Ej, żyjesz? - Pomachała mi ręką przed moimi zamglonymi oczami.
Cholera. Zachowuję się jak głupia nastolatka, która zauroczyła się nieznajomym facetem. Co jest ze mną nie tak?
- Co ci jest, co? Jesteś strasznie zadumana - podjęła rozmowę.
- Nie, nie, wszystko jest okej - uspokoiłam ją uśmiechem. Chyba uwierzyła, więc dyskretnie odetchnęłam z ulgą.
Gdyby tylko dowiedziała się, że tak na mnie podziałał jakiś chłopak, nakręciłaby się natychmiast i od razu podjęłaby się działania. Bez oporów podeszłaby do niego i zaciągnęła do rozmowy z nami, po czym stwierdziłaby, że coś jej wypadło i już by jej nie było. Miałam kilka takich akcji i nie chciałabym ich powtarzać.
Dotarło do mnie, że do tej pory nie zdjęłam jeszcze kurtki. Przewiesiłam ją przez oparcie krzesła.
- Kebab! - krzyknęła kelnerka. Dobrze wiedziałam, kto miał zaraz przejść obok naszego stolika, mimo że nie pamiętałam, kiedy ten osobnik zdążył coś zamówić.
Może zadzwonił wcześniej do pizzerii? To musiała być ta osoba. Przecież pan Fredrick nie jadł mięsa, a przynajmniej tak wywnioskowałam z tego, że często go tu widywałam i nigdy jeszcze nie zamówił nic, co miało to w sobie. Może to tylko zbieg okoliczności...
Usłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła. Kroki. Przeszedł obok, a mnie owionął lekki podmuch wiatru spowodowany jego dość szybkim ruchem. Nawet na niego nie spojrzałam, bo utkwiłam wzrok w Grace, która bez skrupułów i onieśmielenia się mu przyglądała. Czarnowłosy odebrał zamówienie, cicho podziękował i wrócił się do swojego stolika.
- Ej, znasz go? - zapytałam się jej w miarę obojętnym tonem, żeby nie dać nic po sobie poznać.
- Kojarzę go tylko z widzenia ze szkoły - odpowiedziała mi przyjaciółka. - O, patrz. Nasze zapiekanki.
- Zapie... - Kobieta nie dokończyła, bo dostrzegła kroczącą w jej kierunku Grace. - O, jak miło, że nie musiałam znowu krzyczeć. Ostatnio mam problemy z gardłem. - Pani Sussan zaśmiała się serdecznie do blondynki, po czym wróciła do pisania czegoś za ladą w swoim notatniku. Nigdy nie miałam pojęcia, co ona tak ciągle tam wypisywała. Dziewczyna wróciła z zamówieniem i zabrałyśmy się za jedzenie.
- O, byłabym zapomniała. - Zajrzała do torebki.
O nie, nie.
- Daj spokój. Idź kup coś do picia to będziemy kwita - uprzedziłam ją w powiedzeniu czegokolwiek. Zakłopotana lekko się uśmiechnęła.
- Zapiekanki są o wiele droższe - wypomniała mi.
- Już nie wybrzydzaj, idź!
- No dobra, dobra. Mówiłam Ci już, że jesteś kochana? - Zaśmiała się do mnie.
- Ile to tysięcy razy! - zażartowałam, po czym zajęłam się konsumowaniem posiłku. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jaka byłam głodna!
Grace wróciła z dwoma butelkami coca-coli i szklankami z rurkami. Zajęłyśmy się naszym pełnym wtorkowym obiadem. Zawsze jadała szybciej ode mnie i nigdy tego nie rozumiałam. Zdążyła sobie jeszcze kupić drugą butelkę coli i nie zdziwiłam się, gdy oznajmiła, że idzie do toalety. Gdy zniknęła za drzwiami łazienki, ja brałam do buzi ostatni kawałek zapiekanki. Znowu usłyszałam odgłos odsuwanego krzesła. Znowu kroki.
Spojrzałam w stronę stolika sąsiada, ale on dyskutował właśnie z kelnerką, która musiała się przysiąść do niego, kiedy ja z przyjaciółką zajadałyśmy się pysznym jedzeniem. Mój wzrok powędrował w stronę jeszcze jednej osoby, która znajdowała się w lokalu.
Chłopak zmierzał w moją stronę! Zmieszanie wtargnęło na moją twarz, ponieważ bardzo mnie zdziwił. Przypomniałam też sobie, jak podziałały na mnie jego oczy, więc starałam się obiegać wzrokiem całą twarz nieznajomego.
- Cześć - powiedział cicho. W głosie dało się wyczuć lekką chrypkę, a jego ton podziałał na mnie równie odurzająco co oczy.
Jak on to robi?
- Mam do Ciebie sprawę - oznajmił. Nie wyglądał na spiętego czy podenerwowanego.
- Hej - wydusiłam zaskoczona, po czym zapytałam: - Znamy się?
Czy tak powinno się zaczynać rozmowy z nieznajomymi, nawet tak oszałamiająco przystojnymi? Raczej tak.
- Nie do końca. Na pewno kojarzysz mnie ze szkoły, ja... Uchodzę za dupka - Uśmiechnął się nieśmiało. - Mogę się na chwilę przysiąść?
- Eee... Oczywiście. - Byłam nieco zaskoczona, że tak prosto z mostu powiedział, za jakiego chłopaka podobno uchodzi. - Nie wyglądasz mi na dupka - palnęłam cicho, wciąż jeszcze zawstydzona jego obecnością. Zaśmiał się uroczo, lekko zmieszany, a ja mimowolnie się zarumieniłam.
- Jak już kto uważa. Mam na imię Michael. - Teraz popatrzył mi się prosto w oczy. Starałam się być opanowana, ale coś w jego spojrzeniu bardzo mnie rozpraszało.
- Tess - przedstawiłam mu się. - Więc...? - spytałam, nieznacznie odwracając wzrok.
- Ach, tak. - Pokiwał głową, jak gdyby nagle przypomniał sobie, po co tutaj podszedł. - Chciałem cię przeprosić...To ja jestem tym kretynem.
Zrobiłam zdezorientowaną minę, niczego nie rozumiejąc.
- Przeze mnie walnęłaś się o sklepik głową. Przepraszam.
Zaniemówiłam. Przypomniał mi się ten incydent z rana i już skojarzyłam ten głos. Tylko że teraz był zupełnie inny - milszy.
- Okej. Nie ma sprawy.
- Widziałem, że później byłaś nieźle wkurzona i jeżeli to przeze mnie to, kurczę... naprawdę to nie było specjalnie...
- Mówiłam, że nie ma sprawy? To nie ma. - Uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco, żeby rozluźnić sytuację. Dziwne, że aż tak przejął go mój nastrój i tamta zaistniała sytuacja.
- Okej. - Michael wydał się mi dziwnie zmieszany. - W takim razie nie przeszkadzam tobie i twojej przyjaciółce. Cześć - pożegnał się pośpiesznie i wstał, a ja obserwowałam go ze zdumieniem. Wrócił do stolika, ale nie zajął z powrotem swojego miejsca, tylko wziął kurtkę i wyszedł, już na mnie nie spoglądając ani razu.
- Pa - odpowiedziałam cicho, chociaż wiedziałam, że i tak nie może mnie już usłyszeć.
Zdałam sobie sprawę z tego, iż ciągle wpatruję się w drzwi, kiedy to Grace podeszła do stolika.
- Zbieramy się? - spytała. - Sorry, że tak długo. Mam dziś pecha. Zaciął się zamek w kabinie.
- Nie ma sprawy - odpowiedziałam jej, wciąż dziwnie zamroczona. - Tak, idziemy.
- Dziękujemy! - krzyknęła entuzjastycznie do kelnerki.
- Do widzenia! - powiedziałam, obdarzając panią Figlet ciepłym uśmiechem. Obie wyszłyśmy z pizzerii bez większego pośpiechu. Wciąż miałam w głowie tę dziwną sytuację sprzed paru minut, przez co byłam trochę nieobecna myślami, za to Grace rozpierała energia. Na szczęście nie zwróciła uwagi na moje zachowanie. Dla niej było to normalne, że moje emocje były zawsze nieco ostudzone.
- Ej słuchaj, to co z tym wypadem w sobotę? - spytała, wsiadając do ukochanego auta.
- Do tego parku rozrywki w Middland? Oczywiście, że jedziemy.
- Droga tam zajmuje niecałą godzinę, więc pasowałoby wyjechać...
- O czternastej, tak, wiem - weszłam jej w zdanie, uśmiechając się szeroko. Wałkowałyśmy ten temat już od miesiąca.
Dużo osób z naszej szkoły się tam wybierało w nadchodzący weekend, bo podobno miał być naprawdę dobry koncert i wiele atrakcji, a obie lubiłyśmy dobrą zabawę. Chociaż to Grace jest większą duszą towarzystwa, ja przeważnie uchodzę za tą stonowaną i opanowaną. Ciekawi mnie niekiedy, dlaczego nie mogłam się rozluźnić jak moja przyjaciółka i cieszyć chwilą. Dlaczego się zmieniłam? Właściwie znałam odpowiedź na to pytanie... Wydarzenia z nie tak odległej przeszłości aż tak na mnie wpłynęły.
- To dobrze. - Odwzajemniła uśmiech i po chwili już jej nie było. Zaczęłam iść w kierunku swojego domu, zastanawiając się nad tym, jak będzie wyglądała sobota. Nagle rozbrzmiał głośny, krótki dźwięk. Klakson. Rozejrzałam się z przestrachem dookoła.
- Uważaj jak łazisz, dziewczyno! - Starszy pan z szarą brodą aż poczerwieniał na twarzy ze złości, wynurzając głowę przez okno swojego samochodu. To przywróciło mnie do świata żywych. - Mógłbym cię potrącić!
- P-przepraszam... - wyjąkałam zmieszana i od razu ruszyłam do przodu, bo stanęłam w miejscu, gapiąc się z otwartą buzią w rozwścieczonego gościa z zielonego chryslera. Dojrzałam kątem oka, że staruszek kręci głową. Byłam strasznie rozkojarzona, co nie było do mnie podobne. Dziwny dzień.
Doszłam do domu dość szybko. Nawet nie zauważyłam, kiedy stanęłam przed drzwiami frontowymi. Rozejrzałam się dookoła. Ruchu na ulicy nie było, spokojnie jak zawsze. W oddali można było dostrzec dwójkę dzieci bawiących się pod okiem matki na placu zabaw. Przypomniały mi się lata dzieciństwa, kiedy to ja tam chodziłam i bawiłam się z miejscowymi dzieciakami. Władze miasta sprawiły, że placyk ten odnowiono i przybrał znacznie nowocześniejszy wygląd. Zupełnie inny niż za czasów, kiedy byłam małą dziewczynką.
Spojrzałam na podjazd. Stało tam czarne, lekko porysowane gdzieniegdzie dodge mojego taty. Otworzyłam drzwi i już od progu usłyszałam głośno nastawiony telewizor. Zakładałam, że ojciec pracował w swoim gabinecie, poprawiając prace uczniów ze swoich klas. Nauczał języka angielskiego w miejscowym gimnazjum od siedemnastu lat. Musiał bardzo pokochać tę pracę.
Zdjęłam buty i kurtkę, a następnie udałam się do kuchni, żeby się czegoś napić. Zajrzałam do szafki obok lodówki i wyjęłam moją ulubioną szklankę w różnokolorowe kwiaty. Miała już z dziesięć lat, a ja uwielbiałam ją mimo to. Z lodówki wyciągnęłam karton z sokiem pomarańczowym i napełniłam nim naczynie. Rozkoszując się smakiem ulubionego napoju, poszłam do salonu sprawdzić, kto w nim przesiadywał. Pierwsze co, mój wzrok przykuła mała Maddie siedząca na fotelu i klaskając w dłonie, śmiała się donośnie. W telewizorze leciała jej ulubiona bajka o gadających i śpiewających, śmiesznych misiach. Nie miałam zielonego pojęcia, jaki nosiła tytuł, chociaż gdyby siostrzyczka się o tym dowiedziała, zapewne by się obraziła. Odchrząknęłam nieznacznie. Mała odwróciła głowę w moją stronę i uśmiechnęła się szeroko, pokazując przy tym rząd mleczaków.
- Cześć, Tessie! Jak było?
- Smacznie. - Zaśmiałam się do niej, po czym usiadłam na kanapie. - Co oglądasz?
- Sweeties - odparła wesoło.
Ach, tak nazywa się ta bajka.
- Pooglądasz ze mną? - Dziewczynka spytała, nie odrywając już wzroku od telewizora.
- Muszę iść się uczyć. Gdzie tata? - zapytałam.
- Pracuje u siebie. Pytał się, gdzie jesteś.
- Co mu powiedziałaś?
- Megan opowiedziała mu o waszej rozmowie i gdzie poszłaś, nie ja. Była trochę zła. Tata chyba też.
- Nie przejmuj się nią. - Podeszłam do siostry i ucałowałam ją w czoło. - Oglądaj, a ja idę pisać pracę na angielski.
- Powodzenia! - powiedziała i przytuliła mnie serdecznie, po czym wróciła do oglądania animowanych miśków.
Poszłam do swojego pokoju, nawet nie myśląc o tym, żeby zajrzeć do ojca. Bardzo nie lubił, jak mu się przeszkadzało. Musiałam zabrać się do zadania domowego. Miałam napisaną już połowę referatu, ale zadano mi go w tamten piątek na jutro, więc - chcąc nie chcąc - musiałam skończyć dzisiejszego popołudnia. Po czterdziestiu minutach miałam już z głowy całą pracę. Położyłam się na łóżku, czując pod sobą miękki fioletowy koc. Zastanowiłam się, co mogłabym teraz porobić. Było już grubo po osiemnastej. Jak ten dzień szybko zleciał!
W związku z tym, że nie miałam czym się zająć, wpadłam na pomysł przeanalizowania sobie dnia, poczynając od późnej pobudki, a kończąc na wizycie w pizzerii. Na dłużej zatrzymałam się przy dwóch momentach - obu związanych z tym chłopakiem. Był bardzo dziwny, a przynajmniej tyle mogłam wywnioskować z jego zachowania. Wstałam ożywiona z nagłą chęcią poszukania w internecie czegoś na jego temat. Laptop uruchomił się po paru minutach, a następnie otworzyłam przeglądarkę.
Michael... Tak, chyba tak miał na imię.
Wystukałam w Google odpowiednie literki i dopisałam nazwę mojej szkoły. Wyskoczyło mi wiele wyników, ale skupiłam się tylko na jednym. Kliknęłam w odpowiedni link i po paru sekundach otworzył mi się internetowy album z uczniami naszej szkoły. Postanowiłam zacząć od przeglądnięcia rocznika 93'. Mój wzrok od razu przykuł pewien chłopak.
Michael Webs. Te same intensywnie zielone oczy, te same rozczochrane kruczoczarne włosy, opadające mu gdzieniegdzie na czoło... Tak, to musiał być on. Przyglądnęłam się podpisom pod jego fotografią: data urodzenia, osiągnięcia...
- On jest popularny?! - wypowiedziałam na głos, pełna zdziwienia.
Gra w szkolnym zespole muzycznym, więc jakim cudem mogłam go nie skojarzyć? Co za idiotka ze mnie.
- Tess! - usłyszałam głośne wołanie mojego taty.
- Tak?! - odkrzyknęłam do niego i wstałam z krzesła, żeby iść do jego gabinetu. Przeszłam parę kroków i otwarłam drzwi na lewo.
Było to pomieszczenie przypominające wnętrzem typowe biuro. Połyskujące białe płytki były idealnie wyczyszczone, a stosy papierów na biurku ojca świadczyły o tym, że dużo pracy przed nim.
- Musisz iść do sklepu - mówiąc to beznamiętnie, wręczył mi karteczkę z listą zakupów.
- A czemu nie zrobiła tego Megan? - zapytałam z wyrzutem. Wcale nie miałam ochoty nigdzie wychodzić.
- Nie miała czasu. Zajmowała się małą i sprzątała. Wykaż jej trochę zrozumienia - powiedział błagalnym tonem, wciąż nie odrywając oczu od pewnej pracy, którą gorliwie poprawiał.
- Jak sobie tego życzysz. - Uśmiechnęłam się do niego krzywo, wiedząc, że i tak tego nie dostrzeże. Przyjrzałam się liście zakupów. - Tato, tu są rzeczy, których nie kupi się w pobliskim sklepiku!
- Wiem skarbie, ale bardzo cię proszę... - Ojciec spojrzał na mnie z politowaniem i uśmiechnął się lekko.
- Okej - odparłam, zbywając to machnięciem dłoni. - Lecę.
Wyszłam z gabinetu, zostawiając go z papierami. Jeszcze raz z niesmakiem spojrzałam na listę.
- Super - powiedziałam do siebie, po czym westchnęłam z rezygnacją. Musiałam iść do supermarketu, a droga do niego zajmowała mi dwadzieścia minut. Czasami żałowałam, że nie miałam prawa jazdy.
- Gdzie idziesz? - zwróciła się do mnie Maddie, kiedy wybiegła z salonu, słysząc moje kroki po schodach. Przyglądała się, jak ubierałam tenisówki.
- Gdzie idziesz? - zwróciła się do mnie Maddie, kiedy wybiegła z salonu, słysząc moje kroki po schodach. Przyglądała się, jak ubierałam tenisówki.
- Do sklepu. Muszę kupić składniki na jutrzejszy obiad - odpowiedziałam jej, wkładając kurtkę.
- Mogę iść z tobą? - zapytała rozpromieniona. Mała uwielbiała zakupy.
- Niestety nie. Nie idę do pobliskiego sklepu, tylko do marketu. Poza tym jest zimno. - Uśmiechnęłam się do niej przepraszająco.
- Proszę! Nudzi mi się w domu - pożaliła się, a w jej głosie można było dosłyszeć błagalną nutkę. Pokręciłam głową z niedowierzania. Jak ta mała potrafiła zmanipulować! Nawet jeżeli nie była tego do końca świadoma.
- Tato, mogę zabrać ze sobą Maddlen? - krzyknęłam, mając nadzieję, że zapracowany ojciec usłyszy.
- Oczywiście, ale uważajcie - odkrzyknął mi zmęczonym głosem.
- No dobra. To ubieraj się, mała.
***
Kilka słów od autorki: Stwierdziłam, że zaszaleję i udostępnię drugi rozdział przed wyznaczonym terminem. I jak? Podobało się? Musiałam przerwać w takim momencie, ponieważ rozdział, który kiedyś napisałam, był zdecydowanie za krótki (kończył się w momencie, kiedy Michael podszedł do Tess). Więc kawałek trzeciego przeniosłam do tego, ale nie mogłam też dużo ukraść, żeby kolejny nie stracił wiele na długości... Ble, ble, ble. Dość już o tym. Mam nadzieję, że nie ma za wiele błędów, bo dobrze przeredagowałam tekst, ale jeżeli takowe się wkradną, to piszcie. :)
Czekam na opinie!
Buziaki, wasza Julss xx
Czekam na opinie!
Buziaki, wasza Julss xx
Spodobał mi się opis miasteczka i pizzerii. Myślę, że i na żywo byłoby fajne. :)
OdpowiedzUsuńTak czułam, że chłopak, który potrącił Tess w sklepiku, jeszcze się pojawi i skutecznie przyciągnie jej uwagę.
Ach, to zauroczenie... Dobrze znam stan, w którym jest teraz dziewczyna.
Rozumiem też, że mogła nie kojarzyć Michael'a - sama nie znam najpopularniejszych ludzi w mojej szkole. :D
Nie bardzo wiem, co sądzić o rodzicach Tess, zwłaszcza o Megan, ale myślę, że niedługo wyrobię sobie opinię. Natomiast Maddie wydaje się fajną osóbką. Typowa młodsza siostra, wszędzie pójdzie za starszym rodzeństwem - sama tak robiłam mojej starzej siostrze jeszcze kilka lat temu. Ach, wspomnienia... :)
Ogólnie opowiadanie po tych dwóch rozdziałach bardzo mi się podoba. Zazwyczaj wyłapuję dużo błędów, a u Ciebie żadnych nie zauważyłam, brawo. :)
Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg!
Pozdrawiam ciepło. :*
PS. Czy mogłabyś informować mnie o nowych notkach? Ja na Twoją prośbę będę to robić ;)
UsuńZawsze jak to czytam, mam przed oczami to wyimaginowane miasteczko i pizzerię. Aż chciałabym tam zamieszkać, tak przyjemnie wydaje się tam być w moim odczuciu :) Niektórzy tak potrafią działać na innych. Zauroczenie to niezłe zjawisko, które potrafi dużo namieszać.
UsuńBardzo się cieszę, że Ci się spodobało. :*
Jasne, że będę Cię informować ;)
Pozdrawiam serdecznie, Julss xoxo
Dokładnie. :)
UsuńNie mogło się nie spodobać, naprawdę fajnie piszesz.
Dziękuję za informowanie! ;)
Pozdrawiam :*
Wiedziałam, że coś będzie więcej z tym kretynem. A tak wgl to skoro uchodzi on za dupka to co dlaczego ją przeprosił a nie miał ją gdzieś? O tak, zdecydowanie jest to ciekawe i nie mogę się doczekać następnego.
OdpowiedzUsuńPowodzenia :*
Mogę ci obiecac, że na pewno dowiesz się tego w przyszłych rozdziałach! ;)
UsuńPozdrawiam ciepło, Julss xx
Przykro, że odwiedziłaś mojego bloga jedynie po to, żeby się zareklamować :c Doceń czyjąś pracę, bo nie tylko Ty starasz się ''zdobyć sławę''.
OdpowiedzUsuńŁadny szablon, rozdział poprawnie napisany.
Pozdrawiam.
Mam w zwyczaju albo dodawać do zakładki bloga, na którym się reklamuje, żeby potem na niego wrócić albo czekam czy ktoś wejdzie do mnie - jeżeli tak, wtedy bez zwlekania odwiedzam ta osobę :) niektórzy nawet nie są w stanie tyle zrobić, tylko myślą o spamie. Stety niestety nie jestem jedną z tych osób, to tak dla wytłumaczenia. :) dziękuję za opinię.
UsuńRównież pozdrawiam, Julss :)
mam wrażenie że megan też nie przepada za Tess... nie ogarniam tych zakupów. Megan wiedziała że Tess idzie do miasta mogła jej dać wtedy listę zakupów. ja bym nie poszła. referat do napisania i jeszcze ttzrba marnować sporo czasu na zakupy...
OdpowiedzUsuńwww.czarnekrolestwo.blog.pl
O tym, jakie podejście ma Megan do Tess na pewno dowiesz się w kolejnych rozdziałach, jeżeli będziesz dalej czytać :) Ale odnośnie tych zakupów akurat wyprowadzę Cię z błędu. To kompletny przypadek, że Tess musi iść do supermarketu. Megan naprawdę nie miała, kiedy tego zrobić, więc tutaj nie ma się czego doszukiwać :) A że Tess jest posłuszna, to spełniła prośbę taty i poszła.
UsuńPozdrawiam, Julss xx
Bardzo mi się podoba!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział, życzę weny xx
Zapraszam również do siebie :
http://hopelessdreamalmostlover.blogspot.com
Cieszę się, że Ci się podoba :)
UsuńDziękuję. Pozdrawiam ciepło!
Oj. Zaciekawiłaś mnie:) I chyba zbytnio cię nie zdziwię pisząc, że większość mojej uwagi ukradł Michael? ;)
OdpowiedzUsuńJest pełen tajemnic. Uchodzi za dupka, a jednak podszedł do Tessy i ją przeprosił. No chyba, że ma on jakiś chytry plan? :)
Polubiłam również Tesse. A jej mała siostra podbiła moje serce:)
Jak najbardziej będę czytać dalej. Czekam na rozdział.
[pozwolodejsc.blogspot.com]
Nie, zdecydowanie mnie nie zdziwiłaś. :) Michael to intrygująca postać, a o tym, jakie ma zamiary i dlaczego ją przeprosił, będzie w kolejnych rozdziałach. :)
UsuńBardzo się cieszę, że polubiłaś je obie! To naprawdę cudowne uczucie, że wykreowani przez Ciebie bohaterowie podobają się Twoim czytelnikom, ahh :D
Już zaglądnęłam do Ciebie. :*
Pozdrawiam ciepło, Julss xx
Masz taki lekki styl pisania, co mi się podoba. Jednak rozdziały powinny być częściej, czekam na drugi.
OdpowiedzUsuńhttp://just-give-me-a-reason-raura-r5.blogspot.com/
Cieszę się, że ci się podoba. :)
UsuńRozdziały z reguły będą pojawiały się co tydzień, ale teraz byłam w Hiszpanii i w Francji i nie miałam za dużego dostępu do internetu, by dodać rozdział. :) Nie rozumiem tylko dlaczego napisałaś "czekam na drugi", skoro to jest drugi rozdział, ale może to taka pomyłka ;)
Pozdrawiam :)
Dziękuję bardzo za nominację. Wkrótce pewnie pojawi się notka z odpowiedziami :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam xx
O jejku! Nadrabiam dzisiejszego wieczora wszystkie rozdzialy, wiec spodziewaj sie fali komentarzy z mojej strony :D Co do rozdzialu, bardzo mi sie podobal. I Michael <333 Czarne wlosy, zielone oczy awwwww. Ide czytac kolejne, do nastepnego :* pozdrawiam, Julie :**
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło za tą całą falę komentarzy i cieszę się, że nadrobiłaś rozdziały! <3
UsuńTak, tu tak po cichu umieściłam swój wyimaginowany ideał faceta - te włosy i oczy współgrające - aaa *.*
Pozdrawiam! :)
"Prz tych jego" - Przy - jedyna literówka jaką znalazłem.
OdpowiedzUsuńHistoria póki co się do przodu nie posuwa, ale to dopiero drugi rozdział więc nie będę się czepiać. Dalej przedstawiasz nam życie bezproblemowej nastolatki, którą dla odmiany zaintrygował popularny chłopak. Oczywiście ta sama nastolatka nienawidzi... trochę chyba za mocne słowo, użyję więc innego... ledwie toleruje swoją macochę. Sama macocha nie wydaje mi się taka zła, tylko zwyczajnie dziewczyna ma za dużo w dupie i nie umie docenić tego, że pomimo śmierci matki posiada pełen i zadbany dom.
Pochwalić cię mogę za opisy miejsc, ludzi, sytuacji i za postać tej małej, urokliwej dziewczynki.
Lecę dalej --->
Zaraz literówkę poprawię, musiała mi umknąć.
UsuńNaprawdę nie umiem określić stosunku Tess do Megan ani jakiegoś poważnego powodu. Kilka lat temu ten pomysł nasunął mi się poprzez moje życie, a teraz, przy publikacji, nie zmieniałam tego z prostej przyczyny. Nie tyle ze względu na to, że "sentyment" itp. czynniki, ale w przyszłych rozdziałach historia i ich relacja jest poprowadzona w pewnym kierunku, którego być może by nie było, gdyby nie ta początkowa niechęć. Nie wiem, jak lepiej mogłabym Ci to wytłumaczyć. :) Dziękuję za pochwałę odnośnie tych kilku wyżej wymienionych elementów.