sobota, 16 maja 2015

Rozdział 4. Middland

Do piątku nie działo się już nic ciekawego. W czwartek na trzeciej lekcji pisałam sprawdzian z biologii, który niezbyt dobrze mi poszedł, a na w-f mieliśmy gimnastykę, więc nie miałam dużej styczności z Sam i jej koleżanką. Następnego dnia nie miałam już tej lekcji, więc byłam wolna od uwag wrednej dziewczyny. Referat z angielskiego nauczycielka oceniła mi na A+, najlepszą ocenę w klasie. Byłam z siebie bardzo dumna. Z Michaelem nie zamieniłam ani jednego słowa od feralnego zdarzenia w sklepie. Właściwie specjalnie unikałam jego osoby.
Sobotni poranek był bardzo słoneczny. Odpowiadała mi taka pogoda. Oby wytrzymała do samego wieczora, bo dzisiaj miałam zamiar dobrze się bawić, zapominając o wszystkich problemach. Wstałam z łóżka, przeciągając się leniwie i nałożyłam wygodne kapcie na stopy. Następnie zeszłam zrobić sobie coś do jedzenia. Ku mojemu zdziwieniu, na blacie kuchennym, gdzie w dni robocze mam przygotowany posiłek, leżał talerz, a na nim pachnący omlet. Przecież zawsze sama sobie robiłam sobotnie śniadania. Czemu Megan chciała mi się podlizać? Wzięłam jedzenie z głośnym westchnieniem i udałam się do salonu, gdzie zwykle spędzałam sobotnie poranki.
- Tata? Megan? Przecież zawsze w soboty śpicie o tej porze - powiedziałam z zaskoczeniem na widok pary siedzącej na kanapie.
- Już jest po dziesiątej, skarbie - oznajmił mi tata, a Megan uśmiechnęła się do mnie przymilnie.
Ugh.
Spojrzałam na zegar wiszący na wschodniej ścianie salonu. Faktycznie, powoli dochodziła jedenasta. Coś dłużej sobie pospałam dzisiejszego dnia.
- Och. No tak - wydukałam ze ściągniętymi brwiami. - Dziękuję za zrobienie omleta - zwróciłam się do Megan, która wciąż mi się przyglądała.
- Nie ma za co. Pomyślałam, że oszczędzę ci roboty - odpowiedziała mi, po czym zwróciła wzrok na telewizor. Leciał jeden z tych durnych programów kulinarnych. Pewnie moja przyszła macocha doszukiwała się nowych specjałów na niedzielny obiad. Po co to komu, jak jest Internet?
Zdecydowałam, że nie mam zamiaru przysłuchiwać się ich jakiekolwiek wymianie zdań, bo szczerze mnie to nie interesowało. Wyszłam więc do kuchni, żeby w spokoju zjeść śniadanie. Dochodziły mnie tylko cichutkie odgłosy z telewizora, nic więcej. Po zjedzonym posiłku, talerz standardowo włożyłam do zmywarki. Pomyślałam, że skoro już prawie jedenasta, zacznę się zbierać. Poszłam do łazienki, by wziąć kąpiel, a gdy po niecałej godzinie wyszłam z wanny wzięłam się za suszenie włosów. Kiedy już je podkręciłam, nałożyłam sobie na twarz trochę podkładu, pociągnęłam rzęsy tuszem i namalowałam na powiekach cienkie kreski. Wydawało się być dobrze.
Teraz jeszcze sprawa ubioru. Zajrzałam do swojej niewielkiej szafy z białego drewna, w której, jakimś cudem, mieściło się sporo ciuchów. Przebierałam się chyba z tuzin razy. W końcu, zdecydowałam się na krótkie, dżinsowe spodenki i białą, luźną koszulę z podwiniętymi rękawami. Kiedy zeszłam na dół, założyłam skórzaną kurtkę i białe, lekko podniszczone converse.
Miałam jeszcze trochę czasu, więc pomyślałam, że zjem coś przed wyjazdem, bo droga miała zająć trochę czasu, a na pewno bym zgłodniała. Odgrzałam sobie resztkę spaghetti, która została z wczorajszego obiadu. Nie mogłam zaprzeczyć, Megan dobrze gotowała. Po zjedzonym posiłku postanowiłam, że dokończę czytać książkę, którą ostatnio zakupiłam. Kiedy zegar wybił czternastą, powoli wstałam i udałam się w kierunku schodów. Musiałam iść jeszcze po torebkę. Gdy wychodziłam ze swojego pokoju, zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Otwarte! - krzyknęłam na tyle głośno, żeby gość usłyszał i wszedł.
Kiedy zbiegłam na dół, przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie szeroko. Była ubrana w czarne leginsy, białą koszulkę z nadrukiem i jeansową kurteczkę. Jej blond włosy były rozpuszczone i całkowicie wyprostowane, a makijaż był mocny i szczególnie podkreślał jej duże oczy.
- No to co? Gotowa? - spytała, wciąż się uśmiechając. Widać było, że jest strasznie podniecona tym wyjazdem. Też ogromnie się cieszyłam na zbliżające się wydarzenie.
- Chwileczkę. Jeszcze tylko im powiem, że wychodzę - poinformowałam ją, na co ta kiwnęła głową w odpowiedzi. Pobiegłam do salonu, gdzie tata i Megan wciąż oglądali telewizję, a na dywanie kilkoma lalkami bawiła się mała Maddie. Nawet nie zauważyłam, kiedy wstała.
- Tato, jedziemy już. Koncert pewnie się późno skończy, więc żeby was nie budzić, pójdę spać do Grace, dobra? - zagadałam, kiedy ojciec odkleił wzrok od ekranu i spojrzał na mnie.
- Dobrze, dobrze - odpowiedział mi z uśmiechem.
- Dzięki. Pa, Maddie! Do widzenia, tato, Megan. - To ostatnie słowo wypowiedziałam z jak najmniejszą ochotą i uprzejmością ograniczoną do minimum.
Z przyjaciółką szybko wyszłyśmy ode mnie i wsiadłyśmy do auta.
- Ale będzie świetnie! - Podekscytowana Grace odpaliła auto.
- Mam taką nadzieję - odpowiedziałam jej radośnie.
Droga minęła dość szybko i bez żadnych niespodzianek. Zatrzymałyśmy się tylko raz na stacji, bo potrzebowałam skorzystać z toalety. Na miejsce dojechałyśmy w godzinę - tak jak przypuszczałyśmy. Na parkingu trudno było się gdzieś zatrzymać, ale po paru minutach zaparkowałyśmy pomiędzy granatowym nissanem, a autem, którego marki nie kojarzyłam. Cóż, jeżeli chodziło o samochody, moja wiedza na ich temat ograniczała się do paru popularnych nazw.
Najpierw poszłyśmy kupić sobie po hot-dogu, który był tak obleśny, że wyrzuciłam go do kosza po pierwszym kęsie. Grace postąpiła tak samo. Jednak wciąż byłyśmy głodne, więc zamówiłam dużą porcję frytek, którą miałyśmy zjeść na spółkę.
Popołudnie mijało bardzo szybko. Poszłyśmy na jedną karuzelę, ale zrobiło mi się po niej niedobrze, więc usiadłyśmy na wolnej ławce, żebym mogła wrócić do siebie.
- Przejażdżki na takich karuzelach... To chyba nie dla mnie - skomentowałam z zamkniętymi oczami.
- A tak bardzo chciałam iść potem na tę. - Wskazała na wielkie urządzenie, które wyglądem przypominało mikser. Otworzyłam oczy i przyjrzałam się temu, co wskazywała Grace. Poczułam, że jedzenie mi się wraca. Postanowiłam odetchnąć głęboko i się uspokoić.
- Nic nie stoi na przeszkodzie. Pójdziesz jak chcesz, ale sama. - Spróbowałam pocieszyć przyjaciółkę, ale ta tylko się skrzywiła. - Może zaraz spotkamy kogoś ze znajomych - dodałam. - Chyba Dean miał tutaj być, tak słyszałam... - Zaśmiałam się cicho.
- A co on ma do tego? - Na jej twarzy pojawiło się zdziwienie, ale wiedziała, że rozpoznam, iż udaje.
- Może to, że strasznie ci się podoba? Błagam cię, przede mną nie musisz tego ukrywać. Poza tym znam cię na wylot i widzę jak na niego patrzysz. - Uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco. - Bo wiesz... Na karuzeli możesz udać, że się boisz, a wtedy złapiesz go za rękę. Taki patent. Dziwię się, że jeszcze go nie opanowałaś. - Grace roześmiała się wesoło.
- Jesteś dziwna.
- Wiem to nie od dziś - odpowiedziałam i obie zaczęłyśmy się głośniej śmiać.
Dochodziła osiemnasta. Zostały jeszcze dwie godziny do koncertu. Spotkałyśmy już masę znajomych i nawet Dean rozmawiał z nami parę minut, po czym stwierdził, że musi znaleźć Emily i pożegnał się z nami. Grace momentalnie posmutniała.
- Co jest? Chodzi o Emily? - spytałam, na co ta lekko się skrzywiła. - To siostra Deana - wyjaśniłam. Grace zrobiła zaskoczoną minę. - Myślałam, że wiesz - przyznałam ze wzruszeniem rąk.
Zostawiłam Grace przy naszym stoliku, bo zachciało mi się pić. Kiedy stałam w kolejce po napój, zauważyłam osobę, której nie miałam ochoty tutaj spotkać. Sam wraz z przyjaciółką Tiffany szły w moją stronę, jednak mnie nie zauważyły, wpatrzone były w dal. Odwróciłam głowę, żeby móc dojrzeć czego lub kogo wypatrywały.
Stał tam razem z dwoma kolegami, trzymającymi w rękach kubki z piwem. Michael. Tiffany pomachała chłopakom, a blondynka uśmiechnęła się uroczo. Nadeszła moja kolej kupowania, więc przestałam się przyglądać tamtej piątce.
- Colę w puszce, poproszę - powiedziałam do niskiego barmana.
Zapłaciłam należycie za napój i poszłam do Grace. Opowiedziałam jej o tym, co widziałam, a ta jak zwykle na wspomnienie o cheerleaderkach, skrzywiła się. Nie lubiła ich tak samo jak ja. Gdyby nie były takie puste i zarozumiałe... To co innego.
Siedziałyśmy przy stoliku już przez około godzinę, gadając o bzdurach i głośno się śmiejąc. Zaczynało się ściemniać.
- Kiedy masz zamiar pójść na tę karuzelę? - zapytałam Grace.
- Nie wiem. Jak jeszcze spotkamy Deana, to go wyciągnę - odparła, ale głos jej się wahał.
Wydawało mi się, że sama muszę im pomóc, bo inaczej to nigdy na siebie nie trafią, a nawet jeżeli to moja przyjaciółka stchórzy. Napisałam do niego SMSa z pytaniem, czy by nie poszedł z Grace na karuzelę, bo ja się nie nadaje na takie coś. Chłopak odpisał mi krótką wiadomość, że z chęcią się wybierze tak pod wieczór - koło dwudziestej pierwszej, a ja pokazałam to Grace. Na początku nie była zadowolona z tego, co zrobiłam, ale po chwili ogarnęło ją podniecenie i zapomniała o złości na mnie.
Koncert zaczynał się za niecałe pół godziny. Nawet nie wiedziałam, kto dziś występuje, ale liczyło się to, że powinna być dobra zabawa. Plus był taki, że mogłyśmy tu spędzić nawet całą noc, gdybyśmy tylko chciały, bo rodzice Grace razem z jej dwójką młodszych braci pojechali na weekend do babci na wieś. Pomyślałyśmy, że pójdziemy jeszcze coś zjeść, bo potem już nie będzie za wiele czasu. Ja kupiłam sobie zapiekankę, a Grace kebaba. Było za pięć dwudziesta, kiedy dostałyśmy swoje zamówienie. Poszłyśmy pod scenę, gdzie zbierał się już powoli tłum widzów. Stanęłyśmy w miejscu, gdzie miałyśmy dobry widok na scenę i nie byłyśmy ani za daleko, ani za blisko, żeby w razie czego oddalić się od koncertu bez niepotrzebnych przepychanek.
W końcu z parominutowym opóźnieniem kapela rozpoczęła występ. Grace wyszła tylko na chwilę, po jakichś dwudziestu minutach, żeby kupić nam po piwie z sokiem malinowym. Do dwudziestej pierwszej zleciało nam na tańczeniu do świetnej muzyki. W pewnym momencie zabrzęczał mi telefon. Miałam dwie wiadomości, a obie od Deana. Pierwsza zawierała pytanie, o której dokładnie na tą karuzelę, a druga, czy pasuje nam za dwadzieścia minut spotkać się pod zabawką. Pokazałam przyjaciółce te dwa sms’y, bo obie dobrze wiedziałyśmy, że nie da się w takim hałasie rozmawiać. Pokiwała głową. Starałyśmy się wyjść z tłumu ludzi, którego się tutaj nazbierało w czasie trwania koncertu.
Gdy przedarłyśmy się do drogi prowadzącej do karuzeli “miksera” (bo tak ją nazwałam) było już dziesięć po dziewiątej. Grace kupiła nam jeszcze po jednym piwie w budce stojącej przy uliczce, którą szłyśmy. Stanęłyśmy pod kasą, gdzie koleżanka miała kupić bilet na karuzelę.
- Proszę, chodź ze mną. Będzie fajnie. Teraz już minęło dużo czasu, odkąd coś jadłyśmy, na pewno nie będzie ci niedobrze. - Przyjaciółka przekonywała mnie, aż w końcu jej uległam.
Co mi szkodzi...
Robiło się coraz zimniej, a ja byłam w krótkich spodenkach. Nie przewidziałam, że temperatura może tak bardzo spaść. Dean pojawił się z siostrą, gdy miałyśmy już bilety i stałyśmy dość długiej kolejce do wejścia.
- Cześć - przywitał się z nami, po czym spojrzał na mnie ze zdziwieniem. - Wybierasz się jednak? Emily nie chce iść i pomyślałem, że zostanie z tobą na dole.
- Och... Namówiła mnie. - Wskazałam oskarżycielsko palcem na Grace, która zmieszana odwróciła wzrok.
- Przecież poradzę sobie sama. Już nie musisz się tak o mnie bać. - Piętnastolatka naburmuszyła się i gniewnie spojrzała na brata. - Będzie okej. Idź z dziewczynami. - Uśmiechnęła się szeroko do mnie i do mojej przyjaciółki. Wyciągnęła ręce po nasze torebki, a następnie podeszła do pustej ławki naprzeciwko karuzeli i usiadła z założonymi rękami, przypatrując się nam z poważnym wzrokiem. Wszyscy w czwórkę zaczęliśmy się śmiać z tej przezabawnej sceny.
- Idź kupić bilet. Zajmiemy ci kolejkę - powiedziałam do Deana. Chłopak mnie posłuchał i po dwóch minutach znów był przy nas z małym, fioletowym papierkiem.
Liczba osób przed nami szybko malała. Karuzela liczyła osiemnaście miejsc, a wiedziałam to stąd, że tyle ludzi wpuszczał na jeden przejazd facet w fioletowej kamizelce. Zastanawiałam się, czy dobrze robię. Co jak potem zwymiotuję? Nie chcę sobie i moim znajomym popsuć wyjazdu.
Zanim zdążyłam się zorientować, co się dzieje, stanęłam razem z Deanem i Grace przed gościem o imieniu Charles (miał plakietkę, która od razu przykuła mój wzrok, bo mocno kontrastowała z kamizelką). Sprawdził nasze bilety od niechcenia i wpuścił na metalowe podłoże maszyny. Moja przyjaciółka od razu zauważyła aż pięć wolnych koło siebie miejsc. Chłopak usiadł z lewej strony, a dziewczyna obok niego. Wybrałam miejsce po prawej stronie blondynki i od razu się zapięłam. Grace i Dean zrobili to samo. Rozglądnęłam się po ludziach, którzy już pozajmowali miejsca. Były wolne jeszcze tylko dwa koło mnie i trzy koło dwóch bliźniaczek o jasnych włosach. Miały góra piętnaście lat. Moje spojrzenie przyciągnęła sytuacja przy wejściu na karuzelę.
- Jest jeszcze tylko pięć wolnych miejsc - poinformował skrzekliwym głosem gość w fioletowej kamizelce.
- Nas jest siódemka. Pójdziemy w następnej turze. Nie będziemy się rozdzielać, prawda? - powiedziała kobieta o krótko ściętych, czarnych włosach do kilku osób stojących za nią. Przytaknęli jej.
Odsunęli się, żeby przepuścić innych, którzy byli chętni wejść teraz.
O nie...
Nie dość, że zgodziłam się na to szaleństwo, to jeszcze miałam się upokorzyć przed Michaelem, jego kolegami i Sam z jej przyjaciółką. Tego mi brakowało. Przeklęłam pod nosem. Grace zwróciła wzrok w tamtym kierunku.
- Nie przejmuj się - pocieszyła mnie.
- Dwójka z nich usiądzie obok nas. Oby nie te wredne idiotki - powiedziałam szeptem. Byłam pewna, że tak właśnie się stanie, ale jednak się pomyliłam.
Cheerleaderki wraz z jednym kumplem Michaela usiadły koło blondynek, a w moją stronę podążył zielonooki przystojniak, wraz z jego niższym brązowowłosym kolegom.
- Hej - zagadnął głosem pełnym uroku i z szerokim uśmiechem. Odezwał się do mnie pierwszy raz od wtorku. Odkąd uratował mnie i moją siostrę z płonącego sklepu.
- Daj sobie spokój z miłą gadką - odpowiedziałam oschle i spojrzałam w inną stronę. Michael już się nie odezwał.
Charles sprawdzał po kolei, czy każdy ma dobrze dopięty pas. Widać było, że jest to dla niego nudne i rutynowe działanie. Serce zaczęło mi mocniej walić ze strachu. Spojrzałam na Grace, która ściskała Deana za rękę i wlepiała w niego wzrok. Uśmiechnęłam się na myśl o tej dwójce, bo chciałabym, żeby Grace się ułożyło, szczególnie po niefortunnym związku z jednym chłopakiem z sąsiedniego miasteczka. Wbiłam mocno głowę w oparcie i zamknęłam oczy.
Byle już było po wszystkim, po co ja się zgodziłam?
Muzyka zaczęła grać. Karuzela powoli startowała. Zaczęliśmy się bujać na boki. Coraz szybciej. Coraz wyżej. Coraz bardziej się kołysała.
Kiedy spadaliśmy, żeby móc “bujnąć” się na drugą stronę, słyszałam piski i krzyki osób znajdujących się ze mną na tej maszynie. Ja byłam zbyt sparaliżowana, żeby choćby otworzyć buzię. Michael śmiał się z kolegą, Dean radośnie krzyczał, a Grace piszczała z podniecenia. Wszyscy dobrze się bawili, tylko nie ja, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi, więc nie psułam zabawy innym. Gdyby Grace zauważyła, że się boję, całą uwagę zwróciłaby mi, a nie chłopakowi, który jej się podoba.
Nagle wszystko wydarzyło się w jednej chwili. Zaczęliśmy coraz mocniej i wyżej się huśtać, mój pas zaskrzypiał i poczułam, że zaczął się luzować. Wtedy głos się uwolnił z gardła i krzyknęłam z przerażenia. Czułam, że się ześlizguję. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, myśleli pewnie, że zaczęłam się w końcu dobrze bawić. Pas coraz bardziej się luzował, a zaraz mieliśmy bujnąć się jeszcze wyżej na drugą stronę.
To wszystko zdarzyło się w przeciągu kilku sekund. Nagle poczułam, że pas zaczyna się dociskać. Otworzyłam oczy, żeby sprawdzić, co takiego wywołało takie zjawisko. To Michael napierał na niego z całej siły, a minę miał tak samo przerażoną jak ja. Łzy pociekły mi z oczu, nie mogłam ich dłużej utrzymać. Zrobiło mi się tak niedobrze, że prawie odpływałam. Wtem Grace spojrzała na mnie (chyba wodzona instynktem) i zrobiła to samo, co chłopak po mojej lewej stronie, jednak nie tak skutecznie, bo miała mniej siły. Kurczowo trzymałam się krótkich, metalowych przykręconych do siedzenia belek, bojąc się wypaść.
- Niech ktoś to zatrzyma! - krzyknął Michael. Wtedy ludzie zaczęli zwracać na nas uwagę.
Kierownik musiał zobaczył podejrzany ruch na karuzeli i ludzi przyglądających się jej, bo wyjrzał ze swojej kabiny, żeby dokładniej przyjrzeć się zajściu. Przeraził się tak samo jak my u góry. Od razu podbiegł do sterowania maszyną, żeby jak najszybciej ją zwolnić, a w końcu wyłączyć. Ludzie na dole krzyczeli ze strachu, ale wszystko mi się mieszało. Łzy zacierały mi pole widzenia, starałam się nie odpłynąć, bo jakbym to zrobiła, mogłoby być już po mnie. Nie mogłam na to pozwolić. Usłyszałam wykrzyczane słowa, tak głośne, że zagłuszyły muzykę.
- Trzymaj się! Będzie dobrze, Tess! - To Michael. Nie dość, że próbował mnie ratować i utrzymać przy siedzeniu, to jeszcze starał się pocieszać. Jego głos nawet przestraszony i zdenerwowany mnie koił, zapomniałam o wcześniejszym bezczelnym zachowaniu chłopaka.
Odniosłam wrażenie, że zwalniamy. Zatrzymaliśmy się. Czułam, że ktoś bierze mnie na ręce. Zobaczyłam jego twarz, rozmazaną. Na niej wypisaną miał troskę i strach. Czyżby z mojego powodu?
Zaczęłam szybko mrugać, ale powieki same mi opadały.
- Michael - wyszeptałam cicho.


***


Kilka słów od autorki: Akcja zaczyna się coraz bardziej rozkręca jak widać. Znacznie więcej w kolejnym rozdziale, który już w przyszłym tygodniu! ;) Liczę, ze czwórka się podobała. I co myślicie o nowym szablonie? Czekam na opinie! :*

21 komentarzy:

  1. Bardzo mi się podobało! :) Chyba będę do Ciebie chodziła na jakieś korepetycje z pisania :D
    Opisy są genialne. Czułam, jakbym była tam z Tess. Michael to taki tajemniczy przystojniak. Dean też może być fajny. Fajnie by było, gdyby był z Grace. A prawda jest taka, że tak samo jak ona pomyślałam, że Emily to jego dziewczyna. Pozwolę powtórzyć sobie jeszcze raz - dobra robota!
    Pozdrawiam i ściskam mocno. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Buziaki! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, bardzo się cieszę, że Ci się spodobało! :)
      Pozdrawiam ciepło, Julss :*

      Usuń
  2. Ojaa, ale strachu się najadła na tej karuzeli! Matko, jak dobrze, że było więcej miejsc i Michael siedział obok! Swoją drogą, to całkiem dobrze wyszło, że obok niej były miejsca wolne. Bo, co by było, gdyby siedziała tylko z Grace i Deanem? Ka-ta-stro-fa!
    Nadrobiłam całe opowiadanie i bardzo, bardzo mi się podoba. Zarówno to, jak piszesz, tak jak to, jak wykreowałaś postacie. Szczególnie Tess mi się podoba ze względu na to, że zachowuje się jak prawdziwa dziewczyna, a nie na siłę wykreowana bohaterka.
    Okej, więc dodałam do obserwowanych i już nie mogę doczekać się piątki! <3
    [whisper-of-lust.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No racja, niezły jej los stworzyłam :D Na szczęście Michael obok niej usiadł, hehe. Bardzo się cieszę, że spodobało ci się opowiadanie i że zauważyłaś pozytywy w Tess. :)
      Pozdrawiam ciepło, Julss xx

      Usuń
  3. Nie masz pojęcia, jak bardzo przeżywałam ten rozdział! Chcesz abym dostała zawału? To było coś! Co prawda spodziewałam się, że do tej karuzeli wsiądzie też Michael i "przypadkiem" usiądzie obok niej, ale coś takiego? Z tym pasem? Nie, to było.. o jeju. Brak mi słów. Naprawdę mnie przeraziłaś!
    Muszę ochłonąć.
    I teraz Michael... o matko. Jak on to zauważył? Musiał ją bacznie obserwować :D Czyli coś jest na rzeczy. Ciekawa jestem tylko, czy teraz będzie w szkole dla niej też takim dupkiem, czy coś się zmieni.
    Czekam na następny rozdział. Oby był jak najszybciej! Nie mogę się doczekać.
    Ps. Nie wiem czy już mówiłam, ale dodałam twojego bloga do ulubionych :*
    Powodzenia :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, spokojnie, na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Mogę ci zdradzić, że Tess ma wyjątkowego pecha, ale nie jestem w stanie określić, dlaczego tak to wszystko w pierwszych rozdziałach postanowiłam pokazać :D Z czasem koncepcja i zamierzenia co do jej postaci diametralnie mi się zmieniły, zobaczysz w kolejnych rozdziałach ;)
      Piątka pojawi się w przyszłym tygodniu! :*
      Pozdrawiam ciepło i dziękuję za wyróżnienie w "ulubionych", haha
      Julss xx

      Usuń
  4. Rozdział przeczytałam już wczoraj, ale musiałam iść spać, to komentuję teraz. :)
    Przez moment bałam się, że Sam usiądzie obok Tess, ale na szczęście nie musiała znosić tej idiotki xD I usiadł obok niej Michael :D
    Ta część była bardzo ekscytująca! Mam nadzieję, że nasi bohaterowie zbliżą się do siebie po tym wydarzeniu. :)
    Czekam na kolejny rozdział! Weny! :)

    PS. Dodałam się do obserwatorów, ale jeśli możesz, informuj mnie dalej o nowych rozdziałach - pomoże mi to w niepogubieniu się. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, miałam też napisać, że nowy szablon jest cudowny! :3

      Usuń
    2. Szczerze powiem Ci, że też się zastanawiałam nad posadzeniem tam Sam, ale jednak zmieniłam plany :D Czy się zbliżą czy też nie, tego na pewno dowiesz się w przyszłych rozdziałach :)
      Okej, będę Cię dalej informować :) Cieszę się, że szablon Ci się podoba, bo mnie również! <3

      Pozdrawiam, Julss xx

      Usuń
  5. No więc przywiało mnie i tutaj.
    Przeczytałam najpierw czwarty rozdział, poglądowo, dopiero później zajęłam się resztą, bo jak tu ocenić całość zaledwie po jednym fragmencie. Czytając to, niemal cały czas odnosiłam wrażenie, że czytam po prostu pamiętnik nastolatki.
    Ze smutkiem muszę stwierdzić, że głównej bohaterki raczej nie polubię. Nie ukrywam, że cały czas zastanawia mnie jej niechęć do macochy. Jeszcze bardziej mnie zaczęła zastanawiać, kiedy przeczytałam, że trwa to już od roku. To tak dla zasady, czy jest jakiś konkretny powód tej niechęci? Zwłaszcza, że z tego, co zauważyłam, Megan stara się być miła dla głównej bohaterki i robi wszystko, aby zakopać topór wojenny. O co tu tak naprawdę chodzi? Jeszcze ten „spór” z Michaelem. Mam wrażenie, że chłopina starał się po prostu zapobiec sytuacji, w której dziewczyny rzucają się sobie do gardła i jeszcze mu się za to oberwało, że jest dupkiem. :< I trochę mi się kłóci pokojowo nastawiona bohaterka, która odpowiada na jakieś durne zaczepki, zamiast olać i iść dalej… no i znów wraca ta permanentna wojna prowadzona z macochą…
    W poprzednich rozdziałach wyłapałam kilka błędów. Nie będę jednak ich tutaj przytaczać, skupię się na tym rozdziale.
    „- Chwileczkę. Jeszcze tylko im powiem, że wychodzę - poinformowałam ją, wywracając oczami, a ona kiwnęła głową w odpowiedzi.” To poinformowanie prawnych opiekunów o wyjściu jest takie bolesne, czy to ciągły ból istnienia? Po tych wszystkich westchnięciach wnioskuję jednak, że to drugie.
    „Grace momentalnie posmutniała, ale była taka markotna, dopóki nie powiedziałam jej, że Emily to siostra Deana.” Konstrukcja tego zdania jest tak dziwna, że nawet nie bardzo wiem jak to skomentować. Zdecydowanie za dużo się dzieje od wielkiej litery do kropki.
    „Sam i jej przyjaciółka szły w moją stronę…”, „Przyjaciółka Sam (do tej pory nie kojarzyłam jej imienia)”, „Sam z jej przyjaciółką” Powoli zaczynałam mieć wrażenie, że ta „przyjaciółka” jest jakimś „wroślakiem” Samanthy. Naprawdę.
    „Wszyscy w czwórkę zaczęliśmy się śmiać z tej przezabawnej sceny.” Patrzę, szukam, wizualizuję, ale nie widzę w tej scenie , niestety, nic zabawnego. Może jestem już za stara.
    „Charles sprawdzał po kolei, czy każdy ma dobrze dopięty pas. Widać było, że jest to dla niego nudne i rutynowe działanie.” Gdyby chłopina zajmował się tym z pełną ekscytacją, chyba bym się przestraszyła, że albo mam do czynienia z wariatem, albo gościem, który coś sobie dziabnął prze robotą.
    „Byle już było po wszystkim, po co ja się zgodziłam?,” Ten przecinek… no niepotrzebny raczej.
    „Dean krzyczał okrzyki typu “wooho!” itp.” Nie ukrywam, że tutaj miałam dziwne uczucie czytania relacji w gazecie z jakiegoś wydarzenia albo sprawozdania…
    „Pobiegłam do salonu, gdzie tata i Megan wciąż oglądali telewizor.” Telewizor to przedmiot, więc jeżeli nie zachwycają się płaskością kineskopu czy kolorem obudowy, to raczej oglądają telewizję/program telewizyjny.
    „Na początku nie była zadowolona z tego, co zrobiłam, ale po niecałej minucie ogarnęło ją podniecenie i zapomniała o złości na mnie.” Brzmi tak, jakby mierzyła to z zegarkiem na ręku. A może by tak „po chwili”?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „tą karuzelę” Biernik: Idziemy na kogo? co? Karuzelę, więc powinno być tę karuzelę.
      „w czasie trwania tego koncertu.” No cóż. Bardzo dobrze, że nie innego, a właśnie tego.
      „Karuzela liczyła osiemnaście miejsc, a wiedziałam to stąd, że tyle ludzi wpuszczał na jeden przejazd facet w fioletowej kamizelce. Wyglądał trochę tandetnie, ale nie tym się teraz przejęłam.” A dlaczego miałaby? Czy znajomość mody świadczy o kompetencjach operatora karuzeli?
      „Weszliśmy po schodkach liczących cztery stopnie.” Odnoszę wrażenie, że bohaterka szła ze specjalnie spuszczoną głową i skrupulatnie liczyła te schodki. Szczegółowość opisów jest dobra, ale w tym przypadku po prostu nie wygląda to dobrze.
      Gdzieś jeszcze widziałam zagubione „w” i źle użyty imiesłów, ale obecnie nie mogę tego znaleźć (chyba, że pojawiło się to w poprzednich rozdziałach, wtedy całkiem normalne, że nie mogę doszukać się tego tutaj). Do tej beczki dziegciu dorzucę łyżkę miodu. Nie mogę ukryć, że akcja z urwanym/obluzowanym pasem na karuzeli była elementem, który bardzo mnie zainteresował. Lubię, kiedy coś się dzieje, a tutaj tak właśnie jest.
      Do ortografii i interpunkcji również nie mogę się przyczepić. Będę zaglądać, więc czekam na kolejny rozdział. Nie da się ukryć, że jestem zaciekawiona, co będzie dalej.

      P.S. Piwo z sokiem to herezja! ;)

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję za Twoje przytoczenie różnych pomyłek i błędów. :) Na swoją obronę dodam tylko, że to wszystko było pisane trzy lata temu, a przed dodaniem tego teraz niezbyt szczegółowo przeglądnęłam tekst. Na przyszłość będę się bardziej przykładać, bo dopiero jak wypisałaś mi te różne błędy, to zauważyłam, że coś z nimi jest faktycznie nie tak. Dlatego dziękuję i zaraz na pewno coś z nimi zrobię :)
      Co do tej niechęci do macochy i Michaela... Nie jestem w stanie odpowiedzieć Ci dlaczego tak ukazałam te obie relacje i dlaczego Tess tak do tego podchodzi. Jak napisałam w odpowiedzi do komentarza któregoś z powyższych - przez trzy lata przewinęło mi się w głowie mnóstwo wątków tej historii i jak to wszystko ukazać. Minęło trochę czasu i tak teraz na to patrząc faktycznie te złości są poniekąd wyssane z palca Tess, ale może to po prostu chodzi o to, że jest uprzedzona do ludzi i wrażliwa na jakiekolwiek podejrzane zagrania? Nie jestem pewna, co miałam na myśli, rozwijając tak te oba wątki. Nie chciałam jednak zmieniać niczego przynajmniej z początku historii, bo w kolejnych napisanych już rozdziałach musiałabym wprowadzać wiele poprawek. Coś wynika z czegoś, prawda? Dlatego też początek opowiadania nie jest dopracowany pod wieloma względami, więc może być sporo niedociągnięć czy dziwnych zachowań.
      Dziękuję jeszcze raz za twój komentarz i cieszę się, że będziesz zaglądać. Moje błędy w rozdziale przynajmniej troszkę rozjaśniła sytuacja na karuzeli, uff. :D

      Pozdrawiam serdecznie, Julss xx

      Usuń
  6. Ey, ale ta macocha, wydaje mi się miła, no ;-; Nigdy chyba nie zrozumiem tej niechęci przybranych córek, do przybranych matek ;-;
    Rozdział jest fenomenalny ♥ Strasznie mi się podoba Twój styl pisania, i ogromnie Ci go zazdroszczę, omg ;-;
    Michaeel! Aw, wydaje mi się naprawdę miłym chłopakiem. Co by było, gdyby nie usiadł obok Tess?! :o
    Ew, ja też nie przepadam za karuzelami.
    Pozdrawiam! x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba już taki stereotyp, haha, ale powoli zanika :D Nawet nie wiesz, jak mnie cieszą Twoje słowa, dziękuję ❤

      Pozdrawiam ciepło, Julss xx

      Usuń
  7. Witam.
    W końcu dotarłam. Wybacz, że to tyyyle zajęło. Aczkolwiek opowiadanie podoba mi się, chociaż wydaje mi się, że sytuacja bohaterów nie jest zbyt jasna ani prosta. Jak to bywa w takim wieku powiedziałabym raczej skomplikowana. Trochę zastanawia mnie zachowanie chłopaka. Nie rozumiem dlaczego, aczkolwiek nie polubiłam go. Trochę się gubię w imionach dziewczyn. Myślę, że to Tess...a tu okazuje się, że ktoś inny. Możliwe, że to mój zły dzień, więc nie przejmuj się.
    Pozdrawiam,
    http://znajomydreszcz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! Nie przejmuj się, cieszę się, że przeczytałaś i skomentowałaś, nieważne ile Ci to zajęło, kochana. :)
      Miło mi, że opowiadanie Ci się spodobało. Cóż, mam nadzieję, że z czasem przekonasz się do Michaela. :)

      Pozdrawiam ciepło, Julss xx

      Usuń
  8. O Matko! O Matko! O Matko! Kocham. Kicham. Kocham. Ta scena na karuzeli «3 I kolejny raz Michael bohater. Mam nadzieje ze juz nie bedzie sie zachowywal w stosunku do Tess jak dupek. Pozdrawiam, Julie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha "kicham". Wiem, że to pewnie literówka, ale strasz mnie rozbawiła. :D Wyrobi się chłopak, obiecuję. :D

      Pozdrawiam! :*

      Usuń
    2. O jaa... dopiero teraz to zauważyłam XD Tu "kocham" a nagle "kicham" :D

      Usuń
  9. O ja pierdole (wybacz wulgaryzm). Teraz się cieszę, że mam lęk wysokości i zawsze unikam takich zabaw. Swoją drogą to chyba te karuzele powinny być jakoś lepiej skontrolowane przed puszczeniem w ruch. Tess niech ich zaskarży o szkody psychiczne. Jak zabulą odszkodowanie to może zmądrzeją. Kolejna sprawa to taka, że to trochę jak "oszukać przeznaczenie". Na Tesskę wyraźnie czyha śmierć - prawie potrącił ją samochód, potem ten napad w sklepie, teraz karuzela - tutaj moim zdaniem coś musi być na rzeczy. Czy to czasem nie jest tak, że ona powinna umrzeć wraz ze swoją matką? Jak jej matka zginęła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiadając na twoje spekulacje, planowałam taki obrót akcji. W stylu bardziej kryminalnym, związanym z intrygą, śmiercią, zagrożeniem itp. Jednak z biegiem czasu, po próbach różnych obrotów spraw, uznałam, iż nie dla mnie kryminały czy tego typu twory. Po prostu nie umiem się odnaleźć w takim świecie, to nie mój konik. Więc nie musisz podejrzewać jakichś ukrytych związków z tymi zagrożeniami.

      Usuń

Wpadłeś/aś na bloga? Przeczytałeś/aś jakiś rozdział? Skomentuj, wyrażając przy tym opinię pozytywną lub negatywną – każda sprawia, że mobilizuję się do dalszej pracy nad opowiadaniem i moim stylem. Naprawdę cieszy świadomość, że ktoś czyta i zostawia po sobie ślad. Nie kryjcie się, to wiele dla mnie znaczy! :)

Mrs. Punk